Pierwszy poranek w Malezji zaczyna się wyśmienicie – jest ciepło i pogodnie. Wstajemy przed dziewiątą, o dziwo, nie chce nam się jeszcze odsypiać podróży. Pełni energii szykujemy się, by dzisiaj zobaczyć jedne z najbardziej polecanych miejsc w Kuala Lumpur, czyli m.in. Batu Caves i Petronas Towers.


Autor: Wojciech Krusiński, założyciel PolskaZwiedza.pl, pasjonat projektów internetowych, nałogowy czytelnik, twórca bloga Goodstory.pl.


Relacja z podróży po Malezji liczy 10 części. Zobacz cały plan zwiedzania, gdzie znajdziesz linki do poszczególnych dni wyprawy. Albo przejdź od razu do początku relacji, czyli Kuala Lumpur wita.

China Town / fot. Wojciech Krusiński

China Town / fot. Wojciech Krusiński

Najpierw idziemy Petaling Street (przypominam, że mieszkamy w samym sercu chińskiej dzielnicy –  zobacz film z wieczornego spaceru), by znaleźć jakąś knajpkę, gdzie siedzi dużo osób. Znajdujemy taką zaledwie kilkadziesiąt metrów od naszego China Town Inn (polecam, rezerwowaliśmy go przez Booking.com) i jemy smaczne śniadanie.

Śniadanie w China Town. Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Śniadanie w China Town. Fot. Wojciech Krusiński

Następnie jedziemy do KL Sentral i kupujemy bilet do Batu Caves. Cena to zaledwie 2 ringgity za osobę (czyli mniej niż 2 zł). Początkowo myślałem, że się przesłyszałem, ale pani cierpliwie powtórzyła kwotę i dalej była ona taka niska.

Jaskinie Batu

Wystarczy ok. 20 minut podróży z dworca centralnego, by dostać się do jednej z najsłynniejszych atrakcji Malezji.

Pogoda dopisuje. Jest ciepło, nie pada. W kilka minut po wyjściu z pociągu dochodzimy do wielkiego, 15-metrowego, pomnika Hanumana, małpiego pomocnika hinduskiego boga Rama (zobacz film), a następnie przechodzimy do najbliższej świątyni, która umiejscowiona jest na tle ogromnej skalnej ściany.

Świątynia w Batu Caves. Fot. Wojciech Krusiński

Świątynia w Batu Caves. Fot. Wojciech Krusiński

Przy okazji przyglądamy się małpkom, które są wszędzie. Warto powstrzymać się przed ich karmieniem, bo przez to stają się tylko bardziej śmiałe. A wtedy łatwo coś stracić. Akurat nie tutaj, ale byłem kiedyś świadkiem, jak jedna z osób w ten sposób pożegnała się z telefonem… Mówiąc w skrócie – raczej nie macie szans schwytać małpy, która ucieka z łupem, więc lepiej pilnować swoich rzeczy ;-)

Wejście do Dark Cave. Fot. Wojciech Krusiński

Wejście do Dark Cave. Fot. Wojciech Krusiński

Największe wrażenie robi mierząca 42,7 metrów złota statua Murugan oraz usytuowane obok niej schody (272 stopnie!) prowadzące do niesamowitej Temple Cave. Wszystko jest w cieniu gigantycznego masywu skalnego, co nadaje miejscu majestatyczny charakter.

Batu Caves. Fot. Wojciech Krusiński

Batu Caves. Fot. Wojciech Krusiński

Dokładny opis miejsca, wraz ze zdjęciami i filmami, znajdziecie w tekście „Atrakcje w Malezji: Batu Caves”, w którym szczegółowo dzielę się wrażeniami z pobytu.

Tutaj powtórzę tylko, że to wyjątkowe miejsce, które zapada w pamięć. Wewnątrz jaskini panuje rewelacyjny klimat, co chwila przelatują nietoperze, widać „prześwity w suficie” – normalnie wow!

Zobaczcie film:

Na koniec idziemy jeszcze napić się fresh coconut, bo jest baaaardzo gorąco! :-)

Batu Caves / fot. Wojciech Krusiński

Batu Caves / fot. Wojciech Krusiński

Czas na Petronas Towers!

Wracamy z Batu Caves ponownie jadąc do KL Sentral, a następnie za 1,60 ringgita jedziemy do stacji KLCC, przy której znajdują się słynne bliźniacze wieże.

Jedno z wyjść prowadzi do centrum handlowego i tam decydujemy się najpierw zjeść obiad w Sushi King.

fot. Wojciech Krusiński

fot. Wojciech Krusiński

Uwielbiamy sushi, po pobycie w Tokio (zobacz moją relację z podróży do Japonii),  stale szukamy miejsc, gdzie jest ono odpowiednio przygotowywane. Liczymy, że tutaj tak będzie. Niestety, jedzenie jest takie sobie. Ilość wasabi trzeba samemu dobrać, ryż słabo zrobiony, rozwalał się i nie było w ogóle imbiru. Również sam łosoś i tuńczyk nie smakował, jak liczyliśmy. Szkoda. Tylko wystrój lokalu i ruchoma taśma z porcjami sushi są na plus.

Wychodzimy z centrum i wieże Petronas ukazują nam się w pełnej okazałości!

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Do 2004 roku malezyjskie drapacze chmur były największymi budynkami na świecie, potem straciły ten tytuł na rzecz Tajpei 101 w Chinach.

Wcześniej wielokrotnie czytałem i oglądałem materiały o Petronas Twin Towers, teraz mogę zobaczyć je na żywo. Niesamowite doświadczenie móc w końcu oglądać wieżowce z bliska, na własne oczy.

Chociaż dookoła nie brakuje wysokich i ciekawych architektonicznie budynków, to „Petronasy” wyróżniają się na ich tle.

Zachęcam do przeczytania tekstu „Jedziemy zobaczyć Petronas Towers”, w którym szczegółowo opisuję i ilustruję (filmy i zdjęcia) pobyt w tym miejscu.

Idziemy do Oceanarium

Gdy już udało nam się na tyle odsunąć, by zmieścić nas i całe Wieże w kadrze :-), idziemy w stronę Aquaria KLCC, czyli oceanarium. Uwielbiam takie miejsca i gdziekolwiek jestem staram się je odwiedzać.

Znajduje się ono na „tyłach” Petronasów, tuż obok centrum handlowego Suria KLCC, parku i fontann, do których jeszcze wkrótce nawiążę (zobacz film).

Aquaria KLCC jest jak dotąd najlepszym oceanarium, w którym byłem (na drugim miejscu jest wrocławskie Afrykarium, jeśli nie byliście – polecam, rewelacja!). Tutaj wszystko sprawia wrażenie dwa razy większego i robi naprawdę olbrzymie wrażenie.

fot. Wojciech Krusiński

fot. Wojciech Krusiński

Każde miejsce jest pomysłowo zaprojektowane, zaś przejście 90-metrowym „wodnym tunelem”, gdzie dookoła nas pływają m.in. olbrzymie żółwie i rekiny stanowi niesamowitą frajdę.

Rekin podpływa do nic niepodejrzewającego autora ;-) / fot. KK / PolskaZwiedza.pl

Rekin podpływa do nic niepodejrzewającego autora ;-) / fot. KK / PolskaZwiedza.pl

Bilety do Aquaria KLCC kosztują 64 ringgity (czyli – dla przypomnienia – ok. 64 zł). Może wydawać się drogo, ale uważam, że warto tyle wydać, by wejść i zobaczyć, co Oceanarium ma w swojej ofercie. Emocje gwarantowane :-).

Planuję również osobny wpis, z większą ilością zdjęć i filmów z Aquaria KLCC, by jeszcze bardziej przekonać was, że przygotowując plan zwiedzania Kuala Lumpur nie wolno pominąć tego miejsca.

Kuala Lumpur wieczorem

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Po wyjściu z oceanarium, okazało się, że spędziliśmy tam tyle czasu, iż na zewnątrz zapadł zmrok. Wtedy Petronas Towers pokazują swoje piękno. Cudnie oświetlone, wybijają się na tle panoramy miasta.

Idziemy w stronę Bliźniaczych Wież przez park, nadal pełen biegaczy (jest tu dla nich nawet specjalny tor biegowy) i spacerujących. Jest świetnie zaprojektowany – części przypominające las od tych bardziej parkowych oddziela „rzeka” i stawy, jest duży plac zabaw, altany, punkty z wodą pitną, miejsca do odpoczynku, a ukształtowanie terenu wykorzystano tak, że z każdym krokiem odsłania się nowy widok.

Najpierw szukamy dobrego miejsca na zdjęcia (wystarczy rozglądać się za fleszami innych turystów ;-)), a potem spieszymy się na multimedialny pokaz fontann, który odbywa się o każdej pełnej godzinie, począwszy od 20.00. Mamy szczęście, bo jest dopiero 19.46.

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Całość trwa kilkanaście minut i jest pomysłowym połączeniem wody, dźwięku i muzyki. Warto być wcześniej, by zająć dobre miejsce, ale koniecznie zapiszcie sobie, że taki pokaz w ogóle ma miejsce. Lepiej go nie przegapić!

Specjalności malezyjskiej kuchni

Nadszedł czas na kolację. Idziemy do centrum Suria KLCC koło fontann i Petronas Towers, gdzie mieści się restauracja Madame Kwan’s (jest na czwartym piętrze), która specjalizuje się w malezyjskiej kuchni (reklamują się hasłem „Truly Malaysian Cuisine”). Kwan Swee Lian, zwana „królową nasi lemak”, od 1977 roku zawodowo zajmuje się gastronomią i ulepszaniem swojego menu. Obecnie sieć liczy 7 restauracji w Malezji i jeden w Singapurze.

Choć wystrój sugeruje miejsce bardzo drogie, dania główne są za ok. 20 ringgitów. Restauracja jest pełna i mamy szczęście, że zwolnił się 4-osobowy stolik. Każde z nas zamawia inne danie, dzięki czemu mamy możliwość spróbowania kilku różnych smaków. Wzięliśmy m.in.: curry laksa (za 15,90 ringgitów, „noodles in curry broth served with chicken, fresh prawns, bean sprouts and fried beancurd”) i dumpling soup (za 17,90, „prawns and chicken dumplings in soup and vegetables”).

fot. Wojciech Krusiński

Curry laksa i Dumpling soup / fot. Wojciech Krusiński

Każda potrawa smakuje przepysznie i kompletnie inaczej, jesteśmy zachwyceni. Zamówiliśmy więc desery wskazane jako malezyjskie specjalności tj.: Cendol za 8,90 ringgitów („green jelly, red beans served with coconut milk and Gula Melaka”), Ice Campur za 8,90 („A traditional Malaysian delight”) i Sago Gula Melaka za 7,90 („Palm starch steamed in coconut mil served with Gula Melaka”). Spragnionym polecam Teh terik (jest to świetna malezyjska słodka herbata z mlekiem) – można pić ją na gorąco i na zimno. Jest bardzo smaczna i gasi pragnienie.

Każdy deser zaskakuje wyglądem, jak i smakiem.

Desery / fot. Wojciech Krusiński

Desery / fot. Wojciech Krusiński

Próbujemy odgadnąć składniki, ale w końcu poddajemy się i sprawdzamy w internecie. Gula Melaka okazuje się cukrem palmowym, zaś w cendolu jest zielony makaron ryżowy (właśnie „green jelly”) i papka z czerwonej fasoli, z kolei w Ice Campur, poza syropem różanym, którym polany jest kruszony lód – główny składnik tego przysmaku, zauważyliśmy kukurydzę! Obrazuje to zupełnie inne podejście do tego, co uważamy za deserowe, bo choć kukurydza i czerwona fasowa są przecież słodkie, to w Polsce nikomu do głowy nie przychodzi dodawać ich do deserów :-)

Polecam właśnie taki sposób poznawania lokalnych smaków – niech każdy z was zamówi coś innego i wymieńcie się potrawami i wrażeniami.

Nocna panorama Kuala Lumpur

fot. Wojciech Krusiński

fot. Wojciech Krusiński

Po przepysznym posiłku idziemy do pobliskiego Sky Baru, który mieści się na 33. piętrze Traders Hotel. Wstęp jest bezpłatny, a warto się tam wybrać, by zobaczyć panoramę miasta.
Dzisiaj jest jednak słaba widoczność ze względu na smog. Poza pierwszym planem nic nie widać. Samo miejsce jest ciekawie zaprojektowane, przy oknach jest np. basen, jednak nie zostajemy tutaj na długo. Wszystko kanapy są zajęte, patrzymy więc tylko przez chwilę przez szyby i wracamy do domu.

Co ciekawe, same Wieże Petronas, czy to z dołu czy na wprost, wyglądają równie efektownie.

Wychodząc z hotelu, w nocnym świetle, dopiero widać, jak bardzo zamglone jest niebo albo jak duży smog unosi się w powietrzu. Po całym dniu boli mnie gardło, nie wiem czy dlatego, że klimatyzacja mnie „załatwiła” czy też za dużo mówiłem na otwartym terenie.

Wracamy do hotelu po 23, w China Town sprzedawcy już się pakują.

Pierwszy pełny dzień w stolicy Malezji – podsumowanie

To był intensywny i pełen wrażeń dzień. Jestem szczęśliwy, że tutaj jestem, bo absolutnie wszystko mi się podoba. Jestem przekonany, że jutro będzie podobnie ;-)

Relacja z trzeciego dnia w Kuala Lumpur już wkrótce!