To nasz trzeci i przedostatni dzień w Kuala Lumpur, dlatego zamierzamy dzisiaj zwiedzić pozostałe najważniejsze atrakcje czyli m.in. Bird Park, Little India i największą świątynię chińską w stolicy Malezji – Thean Hou. W ciągu dnia – jak się okazało – czeka nas jednak kilka niespodzianek.


Autor: Wojciech Krusiński, założyciel PolskaZwiedza.pl, pasjonat projektów internetowych, nałogowy czytelnik, twórca bloga Goodstory.pl.


Relacja z podróży po Malezji liczy 10 części. Zobacz cały plan zwiedzania, gdzie znajdziesz linki do poszczególnych dni wyprawy. Albo przejdź od razu do początku relacji, czyli Kuala Lumpur wita.

Jedziemy na dworzec / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Jedziemy na dworzec / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Po wyjściu z hotelu ChinaTown Inn (zobacz jak wygląda) od razu jedziemy do KL Sentral.

Napowietrzna kolej /  fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Napowietrzna kolej / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Przy zejściu ze stacji widzimy przyjemnie wyglądającą knajpkę, gdzie prawie wszystkie miejsca przy stołach są zajęte i to nie przez turystów. Zgodnie z zasadą „jedz tam, gdzie jedzą miejscowi” wchodzimy i zamawiamy śniadanie.

Śniadanie / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Śniadanie / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Okazuje się, że za ok. 5 ringgitów (czyli ok. 5 złotych) można zjeść tutaj niemal dowolne danie z menu – ja decyduję się na Nasi Goreng, bo chcę przypomnieć sobie smak Indonezji i jednocześnie mieć energię na dzisiejsze chodzenie.

Kuchnia malezyjska wydaje nam się generalnie dosyć słodka i aromatyczna, a popularnym napojem jest Teh tarik, czyli herbata z mlekiem i cukrem, zazwyczaj przelewana z czajniczka do szklanki z dużej wysokości cienkim strumieniem, dzięki czemu powstaje charakterystyczna pianka.

Ja zamawiałem ją prawie za każdym razem, gdy coś jedliśmy, bo świetnie gasi pragnienie. Szczególnie, że niektórzy sprzedawcy robią z przyrządzania teh tarik osobne show i miło popatrzeć :-)

Taką herbatę pije się w Malezji, więc nic dziwnego, że prośba mojego przyjaciela, by podać mu herbatę czarną – bez mleka ani cukru szokuje kucharza. Pan aż wychodzi zza lady i dopytuje nieufnie „no sugar, no sugar?”. Najwyraźniej pomysł picia czegoś, co nie zawiera co najmniej 3 łyżek cukru w Kuala Lumpur dziwi, a nawet oburza. Podaje jednak czarną herbatę i danie, które braliśmy za rodzaj naleśnika, a okazało się tak jakby szpiczastym kapeluszem z cienkiego ciasta polanego miodem i – oczywiście – posypanego cukrem! :-)

Plan na dzisiaj mamy napięty, ale najpierw jedziemy na dworzec autobusowy TBS (Terminal Bersepadu Selatan), by kupić bilety na jutrzejszy autobus, którym chcemy dojechać do Kuala Besut, stąd zamierzamy następnie dostać się łodzią na Perhentian Islands.

Autobus wyjeżdża wieczorem, jedzie całą noc, by z rana dotrzeć na miejsce. Wielkim plusem takiego rozwiązania jest fakt, że oszczędza się na jednym noclegu i nie traci się czasu na całodzienną podróż. Jest to według mnie najlepszy plan, by dostać się z Kuala Lumpur na wyspy Perhentian.

Pierwsza niespodzianka

Niestety, nie możemy zrealizować tego planu, gdyż okazuje się, że wszystkie miejsca w autobusie są już wykupione! Nie spodziewaliśmy się tego, muszę przyznać. Sprawdzamy inne godziny – nic. Inne dni – również wszystko zarezerwowane. Inni przewoźnicy – to samo. Pytamy skąd taka sytuacja i dowiadujemy się, że obecnie trwają szkolne wakacje i wypadają święta państwowe, wszyscy biorą urlop i podróżują po kraju. Mamy problem, bo nocleg na Perhentian Islands mamy już opłacony i nie ma mowy o zmianie planów.

Dworzec autobusowy  /  fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Dworzec autobusowy / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Pytamy się taksówkarza za ile by nas przewiózł do Kuala Besut i słyszymy – 900 ringgitów, więc stanowczo dla nas za drogo, nawet dzieląc cenę na cztery osoby. Na lot nawet w tej cenie nie ma szans, więc kombinujemy dalej. Sprawdzamy na mapie najbliższe miejscowości przy Kuala Besut i po kolei szukamy wolnych czterech miejsc w busach.

W końcu jest! Znajdujemy bilet do Kuala Terengganu za 44 ringgity od osoby. Bez chwili wahania kupujemy. Później będziemy martwić się noclegiem czy sposobem, jak stamtąd dostać się do Kuala Besut. Najważniejsze, że jedziemy w dobrym kierunku!

Minusem jest jednak fakt, że musimy wyjechać jutro już o 10 rano. Nici więc z dodatkowego dnia w Kuala Lumpur. To, co planowaliśmy zwiedzić jeszcze przed jutrzejszym wieczorem odpada. A planowaliśmy pojechać do m.in. Forest Research Institute, gdzie znajduje się malowniczy las i można przejść się po niesamowitym parku linowym (tzw. conopy walkway). Postanawiamy więc dzisiaj się spiąć i zobaczyć jak najwięcej. Odwiedzenie FRI będzie musiało poczekać na naszą kolejną wizytę w Kuala Lumpur…

Wracamy do KL Sentral, tam jemy obiad, a następnie chcemy iść do Perdana Botanical Garden, gdzie mieści się m.in. słynny Bird Park i Ogród Orchidei, zaś w jego pobliżu jest ciekawy architektonicznie Masjid Negara (Meczet Narodowy).

Druga niespodzianka

Niestety, znów dopada nas pech. Wychodzimy bowiem z dworca i okazuje się, że pada deszcz. I to jak! Grzmi, wieje, błyska i widać dosłownie ścianę deszczu. Ze spaceru nici.

Decydujemy się zamówić taksówkę i pojechać do Thean Hou – jest to największa świątynia chińska w stolicy Malezji. Planowaliśmy zobaczyć ją wieczorem, bo ze zdjęć widać, że potrafi być przepięknie oświetlona, ale z naszym pechem wolimy nie czekać. Za taksówkę płacimy 17 ringgitów.

Podczas podróży kierowca przyznał, że od miesięcy nie było aż takiego deszczu i takie ulewy są czymś niezwykłym o tej porze roku. Wycieraczki ledwo wyrabiają, za szybą niewiele widać, a na niektórych ulicach płyną strumienie.

Nam udaje się dotrzeć do świątyni bez żadnych problemów, tylko mało widać po drodze ;-)

Zwiedzamy Thean Hou Temple

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Sama świątynia jest absolutnie przepiękna (godziny otwarcia: od 8 rano do 22.00). Coś w niej jest – nie wiem, umiejscowienie na wzniesieniu, układ, kolorystyka albo wszystko po trochu – co sprawia, że czujesz się jak w innej rzeczywistości.

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Szczególnie, że my patrzymy na nią stojąc w ulewie, główny dziedziniec zamienił się w basen, z bocznych ogrodów spływają wodospady, a krople padając tworzą mgłę do wysokości kolan. Świątynia jest na wysokim wzgórzu z widokiem na panoramę miasta, ale my widzimy tylko mgłę.

Biegniemy do świątyni, w której jest jeszcze tylko kilku turystów i oglądamy wnętrza (przed wejściem trzeba zdjąć buty), i modlimy się do chińskiej bogini mórz Mazu, której poświęcona jest ta świątynia, o koniec ulewy. Po ponad kwadransie pada już mniej i decydujemy się dokończyć zwiedzanie.

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Po deszczu zawsze na jakiś czas przejaśnia się widok i możemy podziwiać nie tylko piękną architekturę, ale również najbliższą okolicę. Widok jest świetny. Szkoda, że nie jesteśmy tutaj podczas słonecznego dnia albo bezchmurnego wieczoru.

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Świątynia Thean Hou w Kuala Lumpur to również dobre miejsce, by kupić pamiątki za niewielką cenę. W końcu mamy do czynienia z chińskim sklepem z przedmiotami made in China :-)

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Przestało całkowicie padać, więc idziemy na najbliższą stację, ponieważ nie udało nam się tutaj złapać żadnej taksówki. Ponoć w „normalne” dni, gdy przyjeżdża do świątyni mnóstwo turystów, taksówek nie brakuje, ale w taką pogodę niestety nie ma ani jednej.

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Kolejna niespodzianka

Gdy dochodzimy do stacji, pogoda znów się pogarsza i nie wiemy, co robić. Chcemy bowiem zobaczyć Park Ptaków, które reklamuje się jako „World’s Largest Free-flight Walk-in Aviary”, ale bez sensu robić to w taką ulewę. Czy powinniśmy poczekać czy jednak jechać już na kolację do wyszukanej przez nas restauracji, która słynie z doskonałych pierożków, a do tego niewygórowane ceny?

Zastanawiamy się kilka minut i w tym czasie przestaje padać. Co więcej, akurat podjeżdża akurat taxi, więc jedziemy do Bird Park!

Wysiadamy przy Meczecie Narodowym, który oglądamy z zewnątrz, mijamy nowoczesną bryłę budynku Islamic Arts Museum Malaysia, a następnie dochodzimy do Bird Park (normalnie jest czynny do 18.00, cena biletu wstępu dla osoby dorosłej 50 ringgitów, dla dzieci poniżej 11 lat – 41 ringgitów), gdzie czytamy, że ze względu na złą pogodę został on zamknięty! Jednak to całodniowy pech!

Spacerujemy więc po ogrodzie botanicznym podziwiając wielkość i rozmach tego miejsca. Po drodze spotykamy stado małp, udaje nam się również wejść do Deer Garden. Park Orchidei oglądamy tylko z zewnątrz, gdyż również jest zamknięty.

Deer Garden / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Deer Garden / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Musicie spróbować pierożków!

Bez dwóch zdań – pogoda nas dzisiaj pokonała. Dajemy sobie w końcu spokój i jedziemy pod dach, czyli do centrum handlowego The Gardens, by zjeść słynne pierożki Dim Sum w restauracji Din Tai Fung. Wyczytaliśmy, że jedna z restuaracji tej sieci ma gwiazdkę Michelin, więc chcieliśmy spróbować ich specjałów ;-)

Wybieramy kilka potraw – w tym sałatkę z meduzy („Seasoned jellyfish with crisp julienned radish„) i specjalność zakładu (Din Tai Fung House Special, czyli „Seaweed, beansprout and bean curd strips tossed in a spicy and tangy dressing„).

Przystawki / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Przystawki / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Jednak najważniejsze są dumplingsy, czyli niewielkie pierożki, które są doskonałe. Każdy kolejny potęguje wrażenie, że jemy coś absolutnie przepysznego.

Pierożki są delikatne, ale jednocześnie wyraziste w smaku, dzięki maczaniu w sosie złożonym z imbiru, sosu sojowego oraz vinegar. Występują w różnych wersjach i z różnym nadzieniem i są absolutnie wspaniałe – odkąd je zjadłem żadne inne już mi tak nie smakują… Polecam to miejsce każdemu, kto planuje wyjazd do Kuala Lumpur ;-)

Przepyszczne pierożki / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Przepyszczne pierożki / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Naprawdę musicie tu przyjechać i zjeść te pierożki. Szczególnie, że kolacja dla dwóch osób, z napojami i przystawkami, kosztowała nas 68 złotych. Rewelacyjna cena, jak za takie kulinarne przeżycie!

Po posiłku jesteśmy w tak dobrych humorach, że idziemy jeszcze na sushi do Ozen Zanmai z czystego łakomstwa. I to był strzał w dziesiątkę – jem wyśmienity ramen i bardzo dobre nigiri.

Ramen w Kuala Lumpur / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Ramen w Kuala Lumpur / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

The Gardens ma duży i bardzo ładnie zaprojektowany food court urządzony nietypowo na poziomie -1.

Gdybyśmy zostawali dłużej na pewno wrócilibyśmy na posiłki, bo jest tu jeszcze kilka innych polecanych restauracji i punktów z przekąskami. Mijając jeden skusiliśmy się jeszcze na deser z mango. Zjedliśmy go w ogrodzie na wewnętrznym dziedzińcu centrum – stąd zapewne jego nazwa – the Gardens.

W centrum handlowym  / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

W centrum handlowym / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Mówiąc w skrócie – kulinarnie to był niesamowite dzień

Wracamy taksówką do hotelu (płacimy 14 ringgitów), ale nie idziemy jeszcze spać. Zamiast tego decydujemy się na spacer do Little India. O tej porze (czyli po 21.00) wszystko jest już zamknięte, sama okolica również nie nastraja do spacerów.

Pod tym względem China Town wygrywa na całej długości (zobacz mój wieczorny spacer). Wieczorem jest tutaj mnóstwo osób, dookoła palą się lampiony, widać, że okolica żyje.

China Town / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

China Town / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Poza tym jest gdzie zjeść, gdybyście koło 22 byli dalej głodni. Dlatego jeśli planujecie nocleg w Kuala Lumpur zdecydowanie polecam chińską dzielnicę.

China Town / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

China Town / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

China Town / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

China Town / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Podsumowanie dnia

To był intensywny dzień. Pogoda popsuła nam plany, ale i tak zobaczyliśmy i doświadczyliśmy prawie wszystkich najważniejszych rzeczy z naszej listy. Szkoda tylko, że jutro rano zamiast wieczorem musimy wyjechać ze stolicy Malezji, ale całe szczęście, że w ogóle mamy bilety. Dlatego bez marudzenia wracamy po dwudziestej drugiej do hotelu i zaczynamy się pakować.

Jutro czeka nas podróż do Kuala Terengganu, w którym musimy znaleźć nocleg i transport do Kuala Besut, a tam łódź na Perhentian Islands, gdzie zamierzamy spędzić kilka dni w domku przy plaży.

Szczegóły już wkrótce!