To nasz ostatni poranek w Kuala Lumpur. Stolica Malezji zrobiła na mnie duże wrażenie, czas jednak na wypoczynek na rajskiej wyspie, tak bowiem wyobrażam sobie Besar – jedną z Perhentian Islands :-). Musimy tylko tam dojechać, a jak pisałem w poprzedniej części relacji, to nie będzie takie proste ze względu na trwające właśnie ferie i brak miejsc w autobusach…

Relacja z podróży po Malezji liczy 10 części. Zobacz cały plan zwiedzania, gdzie znajdziesz linki do poszczególnych dni wyprawy. Albo przejdź od razu do początku relacji, czyli Kuala Lumpur wita.


Autor: Wojciech Krusiński, założyciel PolskaZwiedza.pl, pasjonat projektów internetowych, nałogowy czytelnik, twórca bloga Goodstory.pl.


Udało się nam, na szczęście, kupić wczoraj bilety do Kuala Terengganu, które jest oddalone o ok. 2 godziny jazdy od Kuala Besut, skąd łodzią zamierzamy dostać się na wyspę.

Wyjazd z dworca autobusowego jest o 10.30, więc rano kończymy pakowanie i idziemy na ostatni spacer po China Town (zobacz film z mojego wieczornego zwiedzania okolicy).

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Od ulicznych sprzedawców kupujemy różne przekąski na śniadanie, by spróbować jak najwięcej przysmaków – są tu bułeczki i wypieki w dziesiątkach wersji. Warto ich spróbować, bo są doskonałe!

Miałem ochotę napić się soku z trzciny cukrowej, ale o tej porze jeszcze nikt go nie sprzedaje. Pewnie dopiero w GeorgeTown (będziemy tam za tydzień) będę mógł poznać jej smak…

Jedziemy na TBS Central

Zależy nam na czasie, więc tym razem łapiemy taksówkę na dworzec autobusowy, gdzie mamy jeszcze czas zjeść na piętrze ciepły posiłek.

TBS Central / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

TBS Central / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Z góry widać, że ruch na dworcu jest spory. I że nie tylko my zostaliśmy zaskoczeni wykupieniem wszystkich miejsc w autobusach. Dość dużo podróżnych odchodzi od kasy bez biletu i kieruje się w stronę okienek z przedstawicielami innych przewoźników (którzy już wczoraj nie mieli miejsc). Cieszę się, że zaplanowaliśmy kupowanie biletów wcześniej zamiast czekać na ostatnią chwilę. Wam też to polecam :)

Przejazd z Kuala Lumpur do Kuala Terengganu

Wchodzimy bez problemu do autokaru. Na szczęście jest wygodny i ma dużo miejsca na nogi. Po ok. 7 godzinach dojeżdżamy na miejsce (po drodze jest jeden postój na posiłek w przydrożnym foodcourcie).

Chciałbym trochę opowiedzieć o samej podróży, ale większość trasy przespałem :-). Mogę tylko powiedzieć, że drogi są utrzymane w bardzo dobrym stanie, zaś za oknem króluje zielony krajobraz.

W Kuala Terengganu kierujemy się do McDonald’a przy dworcu, gdzie jest internet i sprawdzamy, jakie są hotele w okolicy. Typujemy trzy miejsca i w każdym pytamy się o cenę za noc.

Ostatecznie decydujemy się na YT Midtown, gdyż recepcjonista widząc nasze wahanie zaoferował nam zniżkę.

Oto jak wygląda pokój 807 w tym hotelu:

Zostawiwszy bagaże mamy dwa cele na ten wieczór: kupić bilety do Kuala Besut oraz poznać nieco miasto.

Pierwsze zadanie zrealizowaliśmy w miarę sprawnie. Podchodziliśmy do kolejnych okienek na Dworcu i byliśmy odsyłani do następnego aż w końcu ustaliliśmy, że nie można kupić biletu na zaś, lecz należy przyjść na bus odjeżdźający o 8 rano i u kierowcy uiścić opłatę za przejazd. Dobra nasza, ponieważ będziemy na tyle wcześnie, że bez problemu złapiemy jakąś łódź na wyspy Perhentian.

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Zwiedzamy Kuala Terengganu

W dobrych humorach idziemy na spacer po okolicy. Najpierw kierujemy się nad Morze Południowochińskie.

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Docieramy do dużego placu, gdzie dziesiątki osób jeździ na wrotkach. Super widok. W pobliżu stoją stragany z jedzeniem, więc kupujemy rybne przysmaki (m.in. smażone kraby), a potem idziemy do knajpek usytuowanych przy samym morzu, by zjeść kolację.

O dziwo, nagle słyszymy polską piosenkę disco-polo – coś o pomarańczach. Ktoś puścił ją z samochodu, by osoby na wrotkach miały podkład muzyczny. No proszę ;-).

W jednej z knajpek zamawiamy krewetki, ale niestety okazuje się, że już się skończyły. Na całą rybę nikt z nas nie ma ochoty, więc zamawiamy tylko sataye, które odkąd byliśmy w Indonezji jemy, kiedy tylko nadarzy się okazja, bo są naprawdę pyszne. Do tego pijemy świeżo wyciskane soki.

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Przed snem chcemy jeszcze zwiedzić chińską dzielnicę. Idąc tam mijamy targ z owocami i widzimy, że jeden ze sprzedaców ma duriana. Decydujemy się na zakup!

Jemy duriana!

Durian to owoc uznawany za najbardziej śmierdzący na świecie. W wielu miejscach, np. w hotelach, na lotniskach czy w autobusach obowiązuje całkowity zakaz jego posiadania, gdyż wywietrzenie zapachu duriana jest ponoć bardzo trudne. W holu naszego hotelu też wisi tabliczka z zakazem wnoszenia durianów – nie zamierzamy go łamać, od razu planujemy go zjeść na świeżym powietrzu.

Znajdujemy ustronne miejsce w chińskiej dzielnicy i otwieramy pudełko. Fakt, durian śmierdzi niemiłosiernie. Jednak czy tak samo źle smakuje? Na szczęście dokształciliśmy się przed wyjazdem i wiemy, że należy kupić owoc, gdy jeszcze nie jest zbyt dojrzały tzn. nie jest intensywnie żółty i o kleistej konsystencji. Wtedy jest najlepszy. Trochę pomarudziliśmy i w końcu taki wybraliśmy.

Duriany / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Duriany / fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Na początku każde z nas ma lekkie obawy. W sieci nie brakuje filmów, jak ludzie po jednym kęsie wymiotują. Ale jesteśmy twardzi – jemy!

I powiem wam – durian jest dobry. Smak trudno mi podciągnąć pod jakiś inny. Owoc pachnie cebulą, w smaku może też trochę czuć cebulę, ale subtelne, później smak wydaje się trochę brzoskwiniowy, kawałki duriana są mięciutkie, każde z nas je swoją cześć do samego końca. Każdemu z nas smak skojarzył się z czymś innym.

Tak więc – polecam spróbować duriana i wyrobić sobie własną opinię. Nie kupujcie tylko dojrzałego owocu. No i od razu go zjedźcie, nie próbujcie wnieść go do hotelu czy komunikacji, bo możecie zapłacić za to wysoką grzywnę.

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Wieczorny spacer po China Town

Choć pusta, chińska dzielnica w nocy ma dużo uroku. Podejrzewam, że za dnia, gdy wszystko jest otwarte, całość robi jeszcze lepsze wrażenie.

Przed wejściem do China Town / fot. PolskaZwiedza.pl

W China Town :-) / fot. PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

A oto krótki filmik z tego miejsca:

Mija kilka godzin i mam wrażenie, że to wystarczający czas w tym mieście. Pewnie w okolicy nie brakuje ciekawych miejsc do zwiedzenia, ale przyznam, że nie mogę już doczekać się jutrzejszego ranka, gdy pojedziemy do Kuala Besut i stamtąd motorówką na jedną z wysp Perhentian.

Wracamy do hotelu, by odpocząć i przygotować się do dalszej podróży. Nastawiamy budziki na 6 rano. I tutaj ważna rada – wybierając hotel w kraju muzułmańskim warto zwrócić uwagę, czy jest w pobliżu meczetu. Nasz był w bezpośrednim sąsiedztwie największego meczetu w mieście i budzik nie był potrzebny – jeszcze przed świtem muezin z minaretu nawoływał do porannej modlitwy przez głośniki i nie pomogło zamknięcie okien. W związku z tym obejrzeliśmy wschód słońca – chyba jedyny raz podczas całej podróży, bo nie lubimy porannego wstawania, ale po prostu w żaden sposób nie dało się spać. Przynajmniej zdążyliśmy na śniadanie i autobus :-)

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Relacja z pierwszego dnia na Perhentian Islands już wkrótce!