Pobudka po pierwszej nocy w Tokio jest trudna. I to nie dlatego, że zwiedzaliśmy do późna, lecz z powodu różnicy czasu. Przesunięcie o siedem godzin do przodu sprawia, że kładziemy się spać mniej więcej o 17 polskiego czasu, a wstajemy koło pierwszej w nocy.

Jeśli chcesz czytać relację od początku, zacznij od tekstu „Japonia wita” >


Autor: Wojciech Krusiński, redaktor naczelny PolskaZwiedza.pl, pasjonat projektów internetowych, nałogowy czytelnik, twórca bloga www.goodstory.pl.


Nie narzekałbym, gdyby było słońce, niestety wciąż padało. Od wczoraj leje się z nieba non stop! Czasami pokapuje sobie leniwe, a czasem tak, że ledwo coś widać.

Tym samym przestaje mnie dziwić, że wszędzie – przed wejściem albo od razu za drzwiami – widzę stojaki czy kubły na parasole i za każdym razem odstawiam parasol we właściwe miejsce.

Jeśli macie składaną, niewielką parasolkę i nie chcecie się z nią rozstawać, możecie skorzystać z plastikowych torebek albo pokrowców, które są oferowane bezpłatnie np. przed muzeami albo hotelami.

Zamknij parasolkę pod kluczem
Najbardziej podobają mi się jednak „szatnie” dla parasolek, które można zobaczyć m.in. przed Tokijskim Muzeum Narodowym. Wyglądają one tak:

Okolica wokół Ueno First City Hotel
Ten dzień upłynął pod znakiem oglądania drzew wiśni w parku Ueno, a raczej taki był plan, gdyż nic z tego nie wyszło. Jak pisałem już w relacji z pierwszego dnia, w tym roku kwitnienie wiśni było wcześniej. Mieliśmy jeszcze nadzieję zobaczyć końcówkę, ale deszcz sprawił, że bladoróżowe płatki opadły.

Poszliśmy więc najpierw na porządne śniadanie. Zależało nam na znalezieniu niewielkiego baru, gdzie siada się przed kucharzem i ogląda, jak przyrządza wybrane dane, które potem stawia przed Tobą. I udało nam się – jeśli będziecie szukali dobrego miejsca na posiłek, oto zaznaczony adres na Google Maps >

I znów – nie mam pojęcia, co zamówiłem, bo kierowałem się wyłącznie zdjęciem w japońskim menu, ale było to pyszne i niezwykle sycące. W sam raz na taki dość chłodny dzień :-)

Oto jak wyglądało:

Śniadanie w Tokio. Fot. Wojciech Krusiński

Śniadanie w Tokio. Fot. Wojciech Krusiński

Potem – w deszczu – poszliśmy do Yushima Tenman-gu Shrine. Jest to niewielka świątynia, zwana również Yushima Tenjin. która jest „wciśnięta” pomiędzy współczesne budynki (zobacz historię tego miejsca).

Polecam wszystkich głównie ze względu na przepięknie zadbany i zaprojektowany ogród przyświątynny. Przyznam, że ładniejszego w całym Tokio nie widziałem.

Oto zdjęcie, które – mam nadzieję – choć trochę oddaje, jakie to ciekawe miejsce. Szkoda tylko, że nie jest to słoneczny dzień, z chęcią byśmy tutaj po prostu posiedzieli.

Yushima Tenmangu Shrine. Fot. Wojciech Krusiński

Yushima Tenmangu Shrine. Fot. Wojciech Krusiński

Park Ueno
Zaledwie kilkaset metrów od świątyni jest wejście do Parku Ueno. Niestety, widok całkowicie mokrego i pustego parku działa dość przygnębiająco. Spodziewaliśmy się zobaczyć tłumy ludzi siedzących na kocach i podziwiających hanami (kwitnienie wiśni), a widzieliśmy tylko przygarbionych turystów, którzy – tak jak my – twardo chodzili po parku rozglądając się na wszystkie strony, bo a nuż jakieś drzewo się ostało….

I faktycznie było! Ale o tym za chwilę ;-)

Do parku można wejść na kilka sposobów (nie jest ogrodzony, wstęp bezpłatny). My skorzystaliśmy z wejścia do strony Muszli Koncertowej i skierowaliśmy się do alei przecinającej staw Shinobazu.

Park Ueno. Fot. Wojciech Krusiński

Park Ueno. Fot. Wojciech Krusiński

Biwa przed świątynią. Fot. Wojciech Krusiński

Biwa przed świątynią. Fot. Wojciech Krusiński

Staw dzieli się na trzy części – Staw Lotosu (wiosną lotosy są uschnięte, ale widok nadal niesamowity, szczególnie że pomiędzy nimi pływają wielkie ryby – chyba sumy), Staw Łodzi (ani jednej na wodzie) i Staw Kormoranów (widzieliśmy tylko czaplę – być może kormorany też nie przepadają za deszczem).

Z alei mostem można dostać się na wyspę, na której mieści się świątynia Bentendo – czyli świątynia poświęcona Benten – bogini sztuki, piękna i mądrości. Jej atrybutem jest japońska biwa, której pomnik stoi przed budynkiem.

Żywe kolory świątyni wyglądały pięknie nawet w deszczu.

A oto wnętrze świątyni:

Następnie prosta droga w górę prowadzi do drugiej części parku i świątyni Kiyomizu Kannondo, gdzie właśnie stało kwitnące drzewo wiśni, o którym wspominałem (widać je na filmie poniżej). Warto tu przyjść także ze względu na piękny widok na park z tarasu świątyni.

Mnie najbardziej podobała się zaokrąglona sosna, która rosła przed świątynią i zbiornik do rytualnego obmywania ust i rąk, którego pilnuje stalowy, miniaturowy smok. Zobaczcie:

Bramy torii. Fot. Wojciech Krusiński

Bramy torii. Fot. Wojciech Krusiński

Szeroką aleją można dojść do ZOO i różnych muzeów. Ale najpierw warto zboczyć trochę na wschód i zajrzeć do świątyni Hanazono Inari Jinja, do której prowadzi rząd czerwonych bram torii.

Świątynię otacza piękny mini-ogrod z kamiennymi posągami lisów (mały teren jest wciśnięty pomiędzy budynki, a jednak udało się go tak zaprojektować, by powstało ciche, urokliwe miejsce).

Dalej na północny-zachód dojdzie się do świątyni Ueno Toshogu z rzędem ogromnych kamiennych latarni oraz Parkiem Piwonii (wstęp do obu miejsc jest płatny, można kupić bilet łączony).

Z tego miejsca widać również imponującą, pieciopiętrową pagodę Goju no to znajdującą się na terenie ZOO.

Świątynia słynie ze złotych drzwi w stylu karamon (chińska brama) z dwoma smokami wyrzeźbionymi po bokach.

Chińska brama. Fot. Wojciech Krusiński

Chińska brama. Fot. Wojciech Krusiński

Nie weszliśmy jednak do świątyni, jak również do ZOO, Muzeum Sztuki Współczesnej czy Muzeum Natury i Techniki (choć wielki waleń koło wejścia robi wrażenie).

Dzień jest bowiem zbyt krótki i trzeba wybrać miejsc do odwiedzenia. Dlatego chwilę popodziwialiśmy wielką fontannę na placu oraz pomnik Hideyo Noguchi, którego podobizna jest na banknocie 1000-jenowym (na Wikipedii możecie przeczytać, czym zasłynął w medycynie), a następnie poszliśmy do Tokijskiego Muzeum Narodowego (wszystko jest w pobliżu głównego placu parku).

Muzeum Narodowe w Tokio. Fot. Wojciech Krusiński

Muzeum Narodowe w Tokio. Fot. Wojciech Krusiński

Tokyo National Museum
Cieszyliśmy się, że akurat koło Ueno jest Muzeum Narodowe, najstarsze (powstało w 1872 roku) i największe w Japonii (oto oficjalna strona). Skróciliśmy więc maksymalnie pobyt w parku i ruszyliśmy zwiedzać zbiory zgromadzone w czterech budynkach muzeum, które posiada w swoich zbiorach ponad 110 tysięcy dzieł sztuki (oczywiście nie wszystkie są wystawione, ale i tak wystawy robią wrażenie).

Wstęp kosztuje 620 jenów. Warto, bowiem zachwycają zarówno eksponaty, jak i aranżacja oraz same budynki.

Oto wybrane sceny z Muzeum:

Muzeum słynie również z ogrodów, ale tego dnia wisiał komunikat, że są one zamknięte z powodu złej pogody.

Potem zrobiliśmy tak:
– poszliśmy do Kuroda Kinenkan, Muzeum Pamięci malarza Kurody (strona oficjalna ze wszystkimi informacjami)
– zobaczyliśmy świątynię Kan’eiji oraz świątynię Jomyoin, miejsce kultu Bodhisattwy Jizo, która zawiera setki kamiennych posągów z jego podobizną:

– i zwiedziliśmy ogromny cmentarz Yanaka (robi wrażenie, polecam).

Po tym długim spacerze byliśmy już tak przemoczeni, że mieliśmy dość jak na jeden dzień i w strugach deszczu skierowaliśmy się do najbliższej stacji metra, rozglądając się za jakimś ciekawym miejscem na kolację (tak, nie zjedliśmy obiadu, nie było kiedy).

Weszliśmy do baru, gdzie od razu przy wejściu stała taka oto maszyna:

Zamawianie posiłku. Fot. Wojciech Krusiński

Zamawianie posiłku. Fot. Wojciech Krusiński

Nikt nie podszedł do nas wskazując stolik, więc domyśliliśmy się, że trzeba zacząć klikać, by coś zjeść :-)

Na szczęście menu było po angielsku, wystarczyło zatem włożyć banknot, a następnie wybrać danie (w takiej kolejności, inaczej nic nie zamówicie). Wtedy dostaje się kupon i już można iść usiąść. Pan przyniósł zieloną herbatę, zabrał część kuponu i po chwili już mogłem zjeść Beef Udon. Pycha!

Beef Udon. Fot. Wojciech Krusiński

Beef Udon. Fot. Wojciech Krusiński

Myśleliśmy jeszcze o jakimś deserze, ale po wyjściu z baru rozpętała się najgorsza tego dnia ulewa. A jako, że buty i tak mieliśmy już całe przemoczone, pojechaliśmy bezpośrednio do hotelu.

Pada prawie nieprzerwanie od wczoraj. Mówiąc w skrócie – masakra. Dlatego w pokoju zrobiliśmy alternatywny plan zwiedzania – wszystkie muzea, na które w pierwotnym planie nie starczyło nam miejsca, teraz przesunęły się wyżej na liście.

Mam jednak nadzieję, że jutro już się rozpogodzi…

Zobacz relację z trzeciego dnia zwiedzania Tokio >

Zobacz początek relacji z podróży do Japonii >