Postanowiliśmy podzielić podróż na dwie części – cztery noce w jednym hotelu, potem cztery kolejne w drugim, dlatego poranek schodzi nam na pakowaniu.

Jeśli chcesz czytać relację od początku, zacznij od tekstu „Japonia wita” >


Autor: Wojciech Krusiński, redaktor naczelny PolskaZwiedza.pl, pasjonat projektów internetowych, nałogowy czytelnik, twórca bloga www.goodstory.pl.


Zrobiliśmy rezerwację w dwóch hotelach, by móc porównać standardy i wyrobić sobie opinię odnośnie warunków, jakich można spodziewać się w hotelach mniej więcej za tę samą cenę. Poza tym zamierzamy teraz zwiedzić dzielnice Tokio położone bliżej Ginzy, gdzie wynajęliśmy pokój hotelowy na resztę pobytu, więc mniej czasu stracimy na przejazdy.

Najpierw jednak musimy przenieść swoje rzeczy :-). Ueno First City Hotel bardzo nam się podoba (jak wygląda pokój możecie zobaczyć na tym filmie) i chętnie byśmy tutaj zostali, ale jednocześnie ciekawi nas, czy w drugim hotelu będzie tak samo dobrze, czy też nam się poszczęściło.

Ostatnie atrakcje w Ueno
Jest 17 kwietnia, piątek. Musimy się wymeldować do 11.00, zameldowanie w Tokyu Stay Higashi Ginza jest możliwe od 15.00, mamy więcej trochę czasu, by skorzystać z dobrej pogody i zobaczyć ostatnie dwie atrakcje w Ueno, które planowaliśmy zwiedzić: rezydencję należącą dawniej do rodziny Iwasaki (z której pochodzi Iwasaki Yataro, założyciel Mitsubishi) oraz uliczny targ przy dworcu kolejowym.

Myśleliśmy jeszcze, by pochodzić sobie po terenie Uniwersytetu Tokijskiego i zobaczyć m.in. słynną Czerwoną Bramę z 1827 roku oraz staw Sanshiro (na zdjęciach wygląda niesamowite), ale jest na tyle pochmurno, że rezygnujemy.

Zamiast tego – co uświadamiam sobie niejako ze zdziwieniem – po raz pierwszy w życiu (i dopiero piątego dnia w Tokio!) mamy okazję przejść się po tradycyjnym japońskim domu.

Ale najpierw idziemy na śniadanie :-). Wybraliśmy ten sam bar, w którym byliśmy drugiego dnia. Kucharz uśmiechnął się na nasz widok i wskazał nam miejsce, gdzie siedzieliśmy ostatnio. Dlatego właśnie lubię jadać w takich niewielkich knajpkach – przez to, że ma się bezpośredni kontakt z kucharzem, można być zapamiętanym. I jestem przekonany, że gdybym znał japoński, na pewno byśmy pogadali :-) A tak zamówiłem tylko danie, które wygląda tak:

Śniadanie w Tokio. Fot. Wojciech Krusiński

Śniadanie w Tokio. Fot. Wojciech Krusiński

Co ciekawe, kucharz przyjął zamówienie, ale po chwili podszedł ponownie i zatroskanym głosem zaczął coś tłumaczyć po japońsku. W końcu – widząc mój kompletny brak zrozumienia zastanowił się i powiedział „no meat”. Najwyraźniej wolał to od razu zaznaczyć, żebym nie był później zaskoczony, bo po zdjęciu potrawy w menu wyglądało na to, że zamawiam sałatkę z kurczakiem.

Kiedy kucharz zaserwował mi danie okazało się, że to ani sałatka ani kurczak (obserwował mnie aż spróbowałem i odszedł dopiero jak potwierdziłem, że jest OK). Tym samym pojęcia nie mam, co zjadłem, ale było to bardzo smaczne. A jeśli ktoś z was wie, będę wdzięczny za informację!

Kyu-Iwasaki-tei Garden
Po śniadaniu poszliśmy do ogrodów Kyu Iwasaki (wstęp płatny), które znajdują się tuż obok parku Ueno, od strony stawu Shinobazu. Na terenie ogrodów jest m.in. posiadłość w zachodnim stylu należąca kiedyś do Hisaya Iwasaki, syna założyciela grupy Mitsubishi, tradycyjny dom japoński i sala bilardowa w drewnianej górskiej chacie w szwajcarskim stylu.

Rezydencja Iwasaki w stylu zachodnik. Fot. Wojciech Krusiński

Rezydencja Iwasaki w stylu zachodnim. Fot. Wojciech Krusiński

Podczas wojny budynek przejęli Amerykanie, następnie był wykorzystywany jako centrum szkoleniowe Sądu Najwyższego Japonii. Obecnie jest to muzeum poświęcone rodzinie Iwasaki zarządzane przez władze miejskie.

Wstęp jest płatny, ale warto wybrać się do ogrodów Kyu Iwasaki z jednego powodu. Nie są to kwiaty, bo za dużo ich tam nie ma, nie jest to również budynek w stylu zachodnim (choć robi wrażenie, w Polsce stoją równie okazałe rezydencje).

Spodoba wam się to miejsce, gdyż bezpośrednio z głównej posiadłości można przejść do domu wybudowanego w tradycyjnym japońskim stylu!

Co ciekawe, obie rezydencje zwiedza się pozostawiwszy buty przed progiem – o ile nie dziwi w tej japońskiej, to trochę bawi w tej w stylu zachodnim, gdzie wszystkie podłogi pokryto dywanami (żeby nie wytrzeć parkietów) i pieczołowicie opisano nawet tapety i „toaletę w zachodnim stylu, z bieżącą wodą”, a drewniane klatki schodowe, boazerie i kolumny wyraźnie fascynowały „krajowych” turystów.

Rezydencja Iwasaki. Fot. Wojciech Krusiński

Rezydencja Iwasaki. Fot. Wojciech Krusiński

My natomiast nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji odwiedzić tradycyjnego japońskiego domu, choć ich wygląd znamy dobrze z filmów, zdjęć i opisów w książkach. Dlatego zrobił on na nas wielkie wrażenie – móc przejść się po słomianych matach tatami, zwiedzić pokoje ze ścianami z drewna i papieru, wyjrzeć na mały taras z widokiem na doskonale skomponowany ogródek, to naprawdę niepowtarzalne przeżycie.

Szkoda tylko, że w środku niczego nie można było dotykać ani nawet fotografować, bo miałem wielką ochotę otworzyć któreś z przesuwnych drzwi shoji, jak robią na filmach :-)

Oczywiście gdybyśmy zdecydowali się podróżować po Japonii, a nie tylko po samym Tokio, mielibyśmy okazję przenocować w którymś z tradycyjnych pensjonatów ryokan, które nadal wyglądają podobnie, jak ten w rezydencji Iwasaki. W przyszłości na pewno tak zrobimy.

Nawet jeśli planujecie zwiedzanie okolicy Ueno tylko przez jeden dzień, koniecznie odwiedźcie to miejsce!

Czas na pamiątki
Wychodzimy z ogrodów Kyu Iwasaki, przecinamy park Ueno i mijamy dworzec Ueno, by dojść do słynnej ulicy Ameyoko (Ameya-yoko-cho) polecaną jako świetne miejsce do zakupów i jedno z ostatnich w Tokio, które zachowało charakter azjatyckiego targu. Rozwinął się on jeszcze w czasach okupacji wojennej jako centrum czarnorynkowego handlu.

Targ uliczny w Ueno. Fot. Wojciech Krusiński

Targ uliczny w Ueno. Fot. Wojciech Krusiński

Obecnie zachwyca swoją różnorodnością – można tu kupić owoce, ryby i artykuły spożywcze, takie jak suszone nori czy zieloną herbatę (z akcesoriami: czarkami, czajnikami, pudełkami, kubkami itp.), poza tym wszelkie pamiątki jak lalki, breloczki, pałeczki, kotki, itp. Są równięż stoiska z elektroniką, ubraniami, perfumami, itd. Do wyboru, do koloru :-)

Zobaczcie sami:

Po zakupach (wczoraj w Asakusie nie kupiliśmy wszystkich pamiątek ;-)) decydujemy się w jednej z wielu małych knajpek rozsianych po targu zjeść najpierw popularny „fast food” – Takoyaki (kuleczki z ciasta z ośmiornicą) podawane w kyogi, czyli bardzo cienkich drewnianych talerzykach w kształcie łódeczek.

Są bardzo smaczne i apetycznie. A następnie – jako deser – kupiliśmy Taiyaki, czyli croissanta w kształcie rybki z farszem ze smakujacej czekoladowo pasty z czerwonej fasoli azuki (tzw. anko). Polecam!

Takoyaki i Taiyaki. Fot. Wojciech Krusiński

Takoyaki i Taiyaki. Fot. Wojciech Krusiński

Zameldowanie w hotelu
Zbliżała się już piętnasta, więc ze stacji H16 jedziemy do H10 – Tsukiji, gdzie mieści się trzygwiazdkowy hotel Tokyu Stay Higashi Ginza (zobacz na booking.com). By do niego dojść, mija się niesamowitą Tsukiji Hongan-ji, czyli buddyjską świątynię wybudowaną w latach 30. XX wieku. Niestety, zaczęło padać, dlatego na razie tylko przelotnie na nią spojrzeliśmy i pognaliśmy do hotelu. Na pewno jednak ją odwiedzimy w którymś z nadchodzących dni.

Tokyu Stay Higashi Ginza znajduje się w centralnej części targu rybnego Jogai Shijo, inaczej Tsukiji Market albo Food Town. Jest to miejsce, które koniecznie należy odwiedzić będąc w Tokio. Można zjeść tutaj sashimi (czyli kawałki surowej ryby) w licznych restauracjach, kupić pamiątki (polecam świetny sklep z ceramiką) oraz po prostu przejść się ciasnymi uliczkami i zobaczyć stoiska pełne ryb, owoców morza i warzyw.

Targ jest znany przede wszystkim dlatego, że jest to Centralny Rynek Sprzedaży Hurtowej w Tokio, gdzie o świcie odbywa się aukcja ryb i owoców morza! Mamy nadzieję, że jutro uda nam się zobaczyć handlarzy w akcji :-)

Teraz najważniejszy jest jednak hotel. I początkowo przeżywamy chwilę grozy, gdy pani w recepcji dość niepewnie zerka to na mój wydruk rezerwacji, to na ekran monitora. Po chwili dołącza do niej druga recepcjonistka i też zaczyna sprawdzać moją rezerwację, przy czym obie szepczą coś po japońsku. Zacząłem już poważnie zastanawiać się gdzie teraz znajdziemy nocleg (hotele w Tokio są dosyć drogie, jeżeli nie rezerwuje się ich z wyprzedzeniem), kiedy obie panie uśmiechnęły się i wśród ukłonów poprosiły o mój paszport, by dopełnić formalności meldunkowych.

Co mnie zdziwiło – recepcjonistka wręczyła nam saszetkę z proszkiem do prania. Spodziewałem się, że jest np. na poziomie -1 ogólnodostępna pralnia, a okazało się, że mamy pralkę w pokoju :-) Do tego mikrofalówkę, czajnik elektryczny, klimatyzację, lodówkę, suszarkę do ubrań, suszarkę do włosów oraz telewizor. Dużym plusem jest bezpłatny sejf w szafce, a także… latarka, którą umieszczono w pomysłowy sposób pod biurkiem, co widać na filmie.

W porównaniu z poprzednim hotelem mamy również bardziej zaawansowany sedes, bo ten jest podgrzewany :-)

Oto jak wygląda pokój w Tokyu Stay Higashi Ginza:

Dodam jeszcze, że przed wejściem do windy znajduje się koszyczek, z którego w każdej chwili można wziąć m.in. opakowanie herbaty, gąbkę czy dodatkową szczoteczkę do zębów z niewielką tubką pasty. Poza tym przy recepcji jest darmowy automat z wodą i lodem oraz ekspres do kawy.

Wypad do najdroższej dzielnicy w Japonii – Ginzy

Budynek Wako. Fot. Wojciech Krusiński

Budynek Wako. Fot. Wojciech Krusiński

Jest jeszcze dość wcześnie, ale nasz entuzjazm do zwiedzania opada, gdy okazuje się, że ochłodziło się i dalej od czasu do czasu leje. Szkoda jednak siedzieć w hotelu, dlatego ubieramy kurtki przeciwdeszczowe i jedziemy do Ginzy (z H10 do H8), gdzie mieszczą się okazałe budynki znanych firm.

W centrum Ginzy metr kwadratowy powierzchni jest wart ponad dziesięć milionów jenów (czyli ok. 32 mln złotych), co sprawia, że jest najdroższy teren w całej Japonii!

Najważniejsza ulica to Chuo Dori, która w weekendy od 12 do 17 (od kwietnia do września do 18.00) jest zamykana dla ruchu samochodowego i staje się rozległym chodnikiem dla pieszych.

Co dokładnie warto odwiedzić, wraz z mapką, znajdziecie na tej stronie. Ze swojej strony polecam szczególnie dwa miejsca:

– neorenesansowy budynek Ginza Wako, wart podziwiania z zewnątrz (piękna fasada zwieńczona wieżą zegarową) i z wewnątrz, gdzie do obejrzenia (do kupienia oczywiście też) jest m.in. imponująca biżuteria, a na szóstym piętrze organizowane są cykliczne wystawy (my trafiliśmy na poświęconą kaligrafii), a także rozciąga się ładny widok na okolicę i drugi słynny budynek – San’ai Building („Centrum marzeń”);
– Sony Building przy skrzyżowaniu Harumi dori z Sotobori dori, gdzie na kilku piętrach można zobaczyć sprzęt tej firmy i się nim pobawić :-)

W budynku Sony. Fot. Wojciech Krusiński

W budynku Sony. Fot. Wojciech Krusiński

Oto kilka scen z Ginzy:

Chętnie byśmy dłużej pospacerowali, ale niestety tak się rozpadało, że postanowiliśmy pojechać już do Ningyocho (stacja metra H13), by coś zjeść. Dlaczego akurat tam? Bo w tym miejscu umówiliśmy się później ze znajomymi, ale o tym za chwilę :-)

Najpierw chciałbym polecić wam niewielki lokal (zobacz na Google Street View), w którym podają świetne jedzenie. Zjedliśmy tylko po sałatce, ale wiem, że jeszcze tu wrócimy na ramen, którym zajadali się prawie wszyscy dookoła.

Sałatka

Spotkanie ze znajomymi!
Zbliżała się umówiona godzina, więc poszliśmy na stację metra, gdzie mamy spotkać się z parą znajomych z Warszawy. To niesamowite, jak przez absolutny przypadek udało nam się zjeść razem kolację na drugim końcu świata. Któregoś dnia zalogowałem się na Facebooka i zobaczyłem opublikowane na koncie koleżanki zdjęcie kumpla, który stał pod kwitnącą wiśnią, od razu napisałem z pytaniem, czy są teraz w Japonii i okazało się, że tak, do soboty.

Umówiliśmy się więc na piątek, 17 kwietnia, by ich ostatni wieczór w Tokio spędzić wspólnie przy sushi i sake.

Powiem wam, że to niezapomniane wrażenie być w obcym mieście tak daleko od domu i nagle zobaczyć znajome twarze, nawet jeśli wcześniej się z kimś umówicie :-)

Przepyszna sushi-kolacja
Poszliśmy do niewielkiej restauracji sushi (zobacz na Street View) koło stacji Ningyocho (H13) i słynnego symbolu dzielnicy: Mechanical figurine clock tower, w której siedzieli zarówno samotni biznesmeni, jak i całe rodziny. Rewelacyjne miejsce, równie miłe jak to przy Asakusie, o którym pisałem w relacji z czwartego dnia, a dodatkowo ceny były jeszcze niższe, zaś system zamawiania jeszcze wygodniejszy.

Świetne miejsce, by zjeść sushi. Widok z Google Street View

Świetne miejsce, by zjeść sushi. Widok z Google Street View

Prócz jeżdżących na taśmie talerzyków z sushi, przed każdą osobą znajduje się dotykowy ekran z menu (także po angielsku), gdzie można zamówić dowolne danie, które następnie przyjeżdża do naszych miejsc na specjalnej miniaturowej platformie przypominającej wagonik pociągu towarowego. Rewelacja!

Za całą kolację (10 kawałków sushi), wraz z buteleczką sake, zapłaciłem ok. 40 złotych!

Plany na jutro
Mimo beznadziejnej pogody, wracamy szczęśliwi do hotelu. To był udany dzień. A jutro zamierzamy obejść targ rybny, pojechać do Muzeum Edo-Tokyo poświęconego historii Tokio, a potem zwiedzić okolice Pałacu Cesarskiego.

Oto relacja z szóstego dnia zwiedzania Tokio >

Zobacz początek relacji z podróży do Japonii >