Przyjemnie po przebudzeniu się zobaczyć piękną pogodę za oknem. Drugi dzień nie pada, więc chcemy to wykorzystać i zwiedzić jak najwięcej miejsc na otwartym terenie, w tym najstarszą świątynię w Tokio – Senso-ji w Asakusie.

Jeśli chcesz czytać relację od początku, zacznij od tekstu „Japonia wita” >


Autor: Wojciech Krusiński, redaktor naczelny PolskaZwiedza.pl, pasjonat projektów internetowych, nałogowy czytelnik, twórca bloga www.goodstory.pl.


Zaczynamy od parku Ueno, który jest 5 minut spacerkiem od naszego hotelu, by dojść przez niego do stacji metra.

Przede wszystkim chcemy go w końcu zobaczyć w wersji suchej :-) i przyznaję, że prezentuje się – nawet bez kwitnących wiśni – bardzo dobrze. Z jednej strony okoliczne wieżowce odbijają się w stawie, z drugiej zaś widać, jak żółwie wspinają się na przygotowane dla nich platformy z bambusa, a wkoło pływają wielkie ryby.

Wszystko to zobaczycie na filmie poniżej:

Jest to miejsce, które warto zobaczyć idąc do Muzeum Narodowego albo do okolicznych świątyń (więcej o parku i okolicznych atrakcjach piszę w drugim dniu relacji).

Szczególnie dla takich widoków:

Ueno Park. Fot. Wojciech Krusiński

Ueno Park. Fot. Wojciech Krusiński

Idąc na stację metra z plakatów dowiadujemy się, że trwa sezon kwitnienia piwonii, dlatego korzystamy z okazji i skręcamy do ogrodów przy świątyni Ueno Toshogu (wstęp płatny), by zobaczyć różne odmiany tego kwiatu.

Piwonie. Fot. Wojciech Krusiński

Piwonie. Fot. Wojciech Krusiński

Asakusa za dnia
Czas jednak na atrakcję dnia, jedziemy więc metrem do Asakusy (tak nazywa się również stacja metra – linie G19 i A18), by zobaczyć słynną świątynię Senso-ji, do której prowadzi plątanina uliczek pełnych sklepów i kramów.

To doskonałe miejsce, by kupić pamiątki, ale też tradycyjne japońskie stroje, sandały geta czy popularne ciasteczka w kształcie rybki i tysiące laleczek kokeshi i figurek kotków Maneki-neko.

Fot. Wojciech Krusiński

Fot. Wojciech Krusiński

Manekineko to figurka siedzącego kotka z podniesioną jedną łapką, występująca w różnych kolorach. Mają one przyciągnąć szczęście, zapewnić pomyślność finansową, zdrowie, itp.

Jest to bardzo popularna pamiątka z Japonii, ale jest także chętnie kupowana przez lokalnych handlarzy i restauratorów, którzy przed wejściem stawiają figurkę z zapraszająco wyciągniętą łapką.

Kaminarimon – Brama Gromów
Po wyjściu z metra widać w oddali rzeźbę w kształcie złotego płomienia na czarnym cokole przed budynkiem Asahi Biiru Tawa (Budynek Piwa Asahi), ale wszyscy, albo rzucają tylko na niego przelotnie okiem, albo szybko robią zdjęcia, i idą w drugą stronę, czyli do Kaminarimon (Bramy Gromów) z potężnym, 670-kilogramowym, 12 metrowym czerwonym lampionem oraz dwoma bóstwami strzegącymi wejścia.

Trzeba ustawić się w kolejce, by móc zrobić sobie zdjęcie. Co ciekawe, tak jak np. turyści próbują podtrzymywać Krzywą Więżę w Pizie, tak tutaj starają się utrzymać nad głową lampion :-)

Po przekroczeniu Thunder Gate wchodzi się na Nakamise Dori, czyli ciągnącą się 250 metrów uliczkę wewnętrznych sklepów, w którym można kupić liczne pamiątki i słodycze. Jest to jedno z najstarszych handlowych miejsc w Tokio, gdyż handel w tym miejscu zaczął się już już w XVI wieku!

Idąc prosto przez Nakamise Dori dochodzi się do do wewnętrznej bramy świątyni – Hozomon, czyli Bramy Skarbca, a następnie widać już niesamowitą świątynię Sensoji.

Bramy Skarbca. Fot. Wojciech Krusiński

Bramy Skarbca. Fot. Wojciech Krusiński

Piękna świątynia Senso-ji
Senso-ji (Asakusa Kannon Temple) to wspaniała, ogromna, czerwono-zielona buddyjska świątynia, która jest najstarszą świątynią w Tokio – założono ją bowiem w 628 roku!

Koniecznie pospacerujcie po okolicznym terenie, gdzie są ogrody i cały kompleks świątynny, w tym pięciopiętrowa pagoda. W przepływającym przez kompleks strumyku pływają różnokolorowe karpie Koi, a także – choć jest to wyraźnie zakazane – liczne monety wrzucone na dno strumyka…

W pobliżu świątyni mieści się również najstarszy park rozrywki w Tokio – założony w 1853 r. Hanayashiki, my jednak poszliśmy w przeciwną stronę – mijając małą Asakusa-jinja i wychodząc przez Nitenmon Gate ruszyliśmy do parku Sumida nad rzeką, który słynie z malowniczych widoków na rzekę wśród kwitnących wiśni.

Park Sumida
Kwitnienie już minęło, a park okazał się dość skromny, ale za to ciągnie się wzdłuż rzeki Sumida, jednej z głównych rzek Tokio, i jest stąd świetny widok na najwyższą wieżę na świecie – Tokyo Skytree („Podniebne Drzewo”) i budynek Piwa Asahi, w kształcie szklanki piwa z pianką wraz z 360-tonowym złotym pomnikiem stojącym przed nim.

Miasto w mieście
Aby zobaczyć wieżę Tokyo Skytree z bliska, jedziemy do znajdującego się u jej podstawy Tokyo Solamachi (czyli Tokyo Sky Town), olbrzymiego centrum handlowego. Znajdziecie w nim ponad 300 sklepów i restauracji, a także – świetny widok na panoramę miasta.

Oto jak wygląda okolica:

Ze stacji metra Asakusa dojeżdża się tam w kilka minut – z A18 do A20 (stacja Oshiage). Wyjście ze stacji prowadzi prosto w podziemia Tokyo Sky Town.

To świetne miejsce z kilku powodów – ma liczne restauracje, sklepy z najróżniejszymi produktami oraz punkty obserwacyjne na miasto oraz atrakcyjne wystawy. Jest to również dobre miejsce na obiad (dwa piętra zajmują same restauracje).

Ja zjadłem zestaw ze smażonym tuńczykiem za 1383 jenów, czyli: Fried tuna, Grated yam with raw tuna, Mixed salad, Japanese steamed egg custard, Bowl of rice, Miso soip, Pickled vegetables and Sweets of day.

Fot. Wojciech Krusiński

Fot. Wojciech Krusiński

W centrum jest również całe piętro nazwane Food Market z produktami spożywczymi oraz kilkudziesięcioma stanowiskami z gotowymi daniami na wynos. Aż żałowałem, że właśnie zjadłem obiad, bo z przyjemnością pokupowałbym w każdym miejscu choć jedną, niewielką, potrawę – np. pierożki goyza czy dim sum, szaszłyk z kurczaka, sałatkę, itp. Z drugiej strony – będąc najedzony – mogłem w spokoju popatrzeć na wszystkie te niesamowite dania :-)

Roboty w akcji
W „Podniebnym mieście” natrafiliśmy na wystawę zorganizowaną przez Chiba Institute of Technology zatytułowaną Experience Future Technologies. Całość można zwiedzić w kilkanaście minut, ale daje niesamowitą frajdę.

Na wystawie zaprezentowano również robota VF-25 Messiah z uniwersum Macross, jednej z najpopularniejszych serii anime. Patrząc na wykonanie i detale – kawał porządnej roboty.

Zobaczcie sami całą wystawę:

Tokyo Sky Tree, czyli „Podniebne Drzewo”
Bezpośrednio z centrum handlowego można wyjść na taras prowadzący do Tokyo Skytree, czyli najwyższej wieży na świecie (liczy 634 metry), i Sumida Aquarium.

Jeśli chodzi o Skytree – robi wielkie wrażenie, nie wjechaliśmy jednak na górę (wstęp płatny), gdyż zachmurzyło się i była słaba widoczność, a poza tym wczoraj widzieliśmy panoramę miasta z Tokyo Metropolitan Government Building. Z Sumida Aquarium zrezygnowaliśmy, gdyż w planach mamy zwiedzanie w weekend Tokyo Sea Life Park. Dlatego dzisiaj wolimy pochodzić sobie jeszcze trochę po sklepach i wystawach.

I nie żałujemy, bo niektóre są fenomenalne, jak ten oferujący całkowicie sztuczne produkty spożywcze, owoce, warzywa, przystawki i całe dania, które wystawia się na witrynach sklepów, by turyści wiedzieli, co mogą zjeść.

Sztuczne jedzenie. Fot. Wojciech Krusiński

Sztuczne jedzenie. Fot. Wojciech Krusiński

A jak wyglądają te produkty „w akcji”, czyli na witrynie sklepowej, możecie zobaczyć na filmie z dnia wczorajszego.

Zapadał już zmierzch, więc najpierw wyszliśmy przed Tokyo Solamachi, by ostatni raz przyjrzeć się Tokyo Sky Tree, a następnie wróciliśmy do Asakusy, by zobaczyć świątynię Senso-ji nocą, a także móc popodziwiać Podniebne Drzewo z daleka :-)

Tokyo Skytree nocą. Fot. Wojciech Krusiński

Tokyo Skytree nocą. Fot. Wojciech Krusiński

Świątynia Senso-ji wieczorową porą
Warto przyjechać do Asakusy, gdy już zajdzie słońce, gdyż zarówno okolica, jak i sam budynek świątyni są bardzo ładnie oświetlone, co widać na poniższym filmie:

Poza tym okolice świątyni to dobre miejsce, by zjeść kolację.

Czas na sushi!
Przez ostatnie cztery dni jedliśmy różne pyszne rzeczy, ale nie spróbowaliśmy jeszcze ani razu sushi. W Ueno widzieliśmy mało knajp sushi i jakoś nie mieliśmy wcześniej okazji trafić na taką, która by nas przekonała do siebie.

Aż do dzisiaj. Krążąc po uliczkach między stacją metra a świątynią znaleźliśmy restaurację sushi, która spełniła nasze oczekiwania – czyli siedziało w niej wielu Japończyków, a niewielu turystów, zaś przed gośćmi jeździły na przesuwanej taśmie talerzyki z sushi. Lada

Są one w różnych kolorach, z których każda oznacza inną cenę (np. zielony to 230 jenów). Wystarczy zdjąć z taśmy talerzyk z kawałkami sushi, które nam się spodobają i już można jeść :-)

Poza tym przy każdym miejscu siedzącym czeka pojemnik z pałeczkami, z zieloną herbatą matcha w proszku, z imbirem (obie rzeczy bez ograniczeń) oraz czarka i kranik, z którego nalewa się wrzątek, i wreszcie sos sojowy.

Nie ma natomiast chrzanu wasabi, gdyż to zadaniem sushi mastera jest tak skomponować potrawę – czyli dobrać m.in. odpowiednią ilość wasabi do rodzaju dodatku, aby wydobyć, a nie zdominować, jego smak.

Fot. Wojciech Krusiński

Fot. Wojciech Krusiński

Popijając herbatę można więc polować na kolejne kawałki nigiri i wypatrywać maki (o wiele mniej popularne niż u nas). I – co tu dużo mówić – wszystko było przepyszne, nawet ośmiornica i węgorz :-)

Mogę śmiało powiedzieć, że tak rewelacyjnego tuńczyka czy łososia nie jadłem nigdy w życiu.

Po zakończonym posiłku kelner po prostu zlicza ilość talerzyków i wręcza rachunek do rozliczenia w kasie przy wejściu (napiwki nie są w zwyczaju).

Zjadłem rewelacyjną kolacją, za którą zapłaciłem około 60 złotych za 16 kawałków nigiri. Mogłem zapłacić mniej, gdybym wybierał tańsze ryby. Mogłem też zapłacić więcej :-). Ale wysokość rachunku i tak mnie mile zaskoczyła, zważywszy, że zjadłem dużo i w doskonałej jakości – zarówno, jeśli chodzi o smak ryb, jak również ryżu i nori. Podejrzewam, że już żadne sushi w Polsce nie będzie mi smakować tak, jak wcześniej…

Dlatego polecam wam to miejsce w Asakusie, które wygląda tak:

Fot. Wojciech Krusiński

Fot. Wojciech Krusiński

Centrum elektroniki
Najedzeni i pełni energii nie chcieliśmy jeszcze wracać do hotelu, więc pojechaliśmy do Akihabary, czyli słynnej dzielnicy elektroniki, gier, sklepów manga oraz sex-shopów. Dochodziła 22, więc większość miejsc była już niestety zamknięta.

Dalej jednak na ulicach można było zobaczyć wyglądające bardzo młodo dziewczyny w strojach pokojówek, które zachęcały do wejścia do kafejek maidreamin, gdzie kelnerki przebrane są za pokojówki rodem z anime…

Czujemy niedosyt, bo chcieliśmy pozwiedzać m.in. sklepy z figurkami. Zabrakło nam tak około godziny, by móc dokładnie zobaczyć tę okolicę, dlatego wiemy, że jeszcze tu wrócimy.

Dzisiaj jest czwartek, więc pewnie w sobotę albo w niedzielę, bo jutro zmieniamy hotel. A co za tym idzie – czas na Ginzę i centrum Tokio! :-)

Oto relacja z piątego dnia w Tokio >

Zobacz początek relacji z podróży do Japonii >