Nareszcie. W nocy przestało padać i pierwszy raz budząc się w Tokio widzę czyste, niebieskie niebo i budynki w blasku słońca. Nie chcę tracić takiej okazji! Jak najszybciej zbieramy rzeczy i wychodzimy zwiedzać. Deszcz może przecież wrócić w każdej chwili…
Jeśli chcesz czytać relację od początku, zacznij od tekstu „Japonia wita” >
Autor: Wojciech Krusiński, redaktor naczelny PolskaZwiedza.pl, pasjonat projektów internetowych, nałogowy czytelnik, twórca bloga www.goodstory.pl.
Korzystając ze słonecznego dnia chcemy zwiedzić jak najwięcej parków, gdyż postawiliśmy sobie za cel znaleźć taki, w którym jeszcze są kwitnące wiśnie. Nie tracimy nadziei, bowiem jest wiele odmian tego drzewa i mają różne pory kwitnienia. Zanim jednak zejdzimy na stację metra Yushima, biegniemy do świątyni Yushima Tenmangu, o której pisałem w relacji z drugiego dnia. Chcemy ją bowiem zobaczyć w słońcu.
I nie zawiedliśmy się. Zarówno budynek świątyni, jak również ogród, wyglądają dzisiaj rewelacyjnie:
Chętnie byśmy tutaj posiedzieli, poobserwowali ludzi, ale nie wiemy, jak długo dobra pogoda się utrzyma, dlatego jedziemy do jednego z największych parków w Tokio – Yoyogi Park (Yoyogi-Koen).
Park ten służył w 1964 r. jako wioska olimpijska i nadal jest głównie miejscem dla osób chcących uprawiać sport. Miło popatrzeć, szczególnie na starsze osoby, które biegają, gimnastykują się, rozciągają zarówno w grupach, jak i samotnie. U nas niestety to dalej bardzo rzadki widok.
Yoyogi w okresie kwitnienia zapewne wygląda cudnie, teraz to niestety po prostu zielony teren – fontanny są wyłączone, woda ze stawu spuszczona, ogólnie nic interesującego. Idziemy więc zwiedzić świątynię Meiji, która jest „tuż obok”. Przynajmniej tak pokazują przewodniki – w rzeczywistości należy wyjść z Yoyogi (jest ogrodzony, wstęp bezpłatny) i wejść do parku przyświątynnego. Oszczędziliśmy czasu na kluczeniu dzięki pomocy starszego Japończyka, który dokładnie wytłumaczył nam, gdzie iść i dlaczego.
Wejście na drogę prowadzącą do świątyni Meiji jest naprzeciwko kamiennego mostu Jingu bashi – opisywanego jako popularne miejsce spotkań cosplay’owców w weekendy (czyli osób przebierających się za postaci z kreskówek, gier czy komiksów) – i prowadzi przez imponującą, 12-metrową bramę torii. Zobaczcie sami:
Do świątyni przez gęsto zalesiony park prowadzi szeroka żwirowa aleja (nie wolno schodzić ze ścieżki, o czym informuje po japońsku i angielsku głos z megafonów). Mniej więcej w połowie drogi stoją – należące do świątyni – beczki z nihonshu (sake) i winem (dar od francuskich winiarzy z Bourgogne), które widać na filmie powyżej.
Za zakrętem i kolejną bramą wreszcie ukazuje się Meiji Jingu – zbudowane z cyprysów pawilony ukryte za nie mniej imponującą bramą.
Czy warto pójść do świątyni? Uważam, że tak, gdyż można się poczuć jak w scenerii filmów o samurajach. Otoczona przez gęsty las w środku ruchliwej dzielnicy, świątynia jest jak na razie jedyną, z której terenu nie widziałem otaczających wieżowców. Mimo odwiedzających ją tłumów jest to zdecydowanie miejsce, gdzie można spędzić więcej czasu i odpocząć np. w Jingu goyen – świątynnym ogrodzie (wstęp płatny).
Jednak zbliżało się południe, a jeszcze sporo mieliśmy w planie (dalej przecież szukamy kwitnących wiśni!), więc ruszyliśmy w stronę Shinjuku Goyen National Garden, mijając po drodze Muzeum Skarbu i rozległy parkowy teren wokół niego – doskonałe miejsce na piknik.
Znaleźliśmy kwitnące wiśnie!
Gdy doszliśmy do Ogródu Narodowego Shinjuku (Shinjuku Goyen National Garden) byłem w siódmym niebie. Najłatwiej dostać się do niego jadąc metrem na stację metra Shinjuku-gyoemmae albo z dworca Sendagaya. My jednak szliśmy od świątyni Meiji jingu i na piechotę szybciej było nam do bramy Shinjuku.
Jeśli macie możliwość wyboru – wybierzcie tę bramę, wtedy park zrobi na was olbrzymie wrażenie, gdyż od razu wychodzi się na rozległy, perfekcyjnie zaprojektowany teren.
Najważniejsze jednak, że zobaczyłem to:
Udało nam się znaleźć park, w którym jeszcze kwitną wiśnie. Przepiękny widok. Doskonale już wiem, dlaczego co roku w tym czasie do Japonii przyjeżdżają tłumy turystów. Wcześniej widziałem tylko pojedyncze drzewa, teraz podziwiam całą grupę. I jestem pod ogromnym wrażeniem. Wiem także, że w przyszłości spróbuję wrócić do Tokio w kwietniu, by podziwiać kwitnienie wiśni.
Spędziliśmy w tym parku ponad godzinę – ma on tyle ciekawych zakątków, że przy każdym chce się choć na chwilę zatrzymać. Wiele osób przychodzi tutaj robić zdjęcia czy szkicować albo po prostu… pobyć.
Park jest podzielony na kilka stref – formalny ogród francuski, w stylu angielskim, tradycyjny ogród japoński, każdy charakteryzuje się czymś innym. Co ważne, trawa tutaj jest miękka i gruba. Jak dywan. Można więc się na niej położyć i cieszyć się widokiem.
Zobaczcie, jakie urokliwe miejsca są w Shinjuku Goyen National Garden:
Park jest pełen ścieżek i alejek wijących się między stawami. Są miejsca do odpoczynku („rest house”), ławki, altany, restauracja, dwie herbaciarnie i pawilon tajwański Kyu-Goryo-Tei. Poza tym wydzielone sfery obsadzone konkretnymi gatunkami – np. pole chryzantem.
Japończycy przyjeżdżają podziwiać kwitnienie poszczególnych gatunków kwiatów w różnych miesiącach, np. byłem świadkiem, jak para zachwycała się mleczykiem, który zakwitł przy alejce. W większości parków widzieliśmy tego typu tablice informacyjne, jak poniższa, które pokazują, co i kiedy warto oglądać.
Do tego teren otoczony jest drapaczami chmur, co wychodzi super na zdjęciach :-). Wieżowce przypominają również, że jesteśmy w tętniącym życiem, ponad 13-milionowym mieście, chociaż tutaj nie docierają żadne dźwięki „z zewnątrz”.
Zostalibyśmy dłużej, ale chcieliśmy zobaczyć jeszcze za dnia Tokio z 45. piętra Budynku Władz Miasta Tokio, który jest przy stacji metra Tochomae (linia E) i niedaleko stacji Nishi-shinjuku (linia M).
Architektoniczne WOW
Dzielnica Shinjuku pełna jest zaprojektowanych z rozmachem budynków.
Bardzo spodobał mi się Cocoon Building widziany z wiaduktu, po drodze do siedziby władz – jednego z najpopularniejszych miejsc widokowych w Tokio.
Mode Gakuen Cocoon Tower został oddany do użytku w 2008 roku i stanowi obecnie siedzibę trzech szkół – Tokyo Mode Gakuen (szkoła zawodowa mody), HAL Tokyo (szkoła specjalnych technologii i designu) i Shuto Ikō (szkoła medyczna).
Co ciekawe, jest to drugi co do wysokości budynek edukacyjny na świecie (ma 50 pięter i mierzy 204 metry). Na pierwszym miejscu jest budynek główny Uniwersytetu Moskiewskiego.
W ogóle okolica robi niesamowite wrażenie:
Tokyo Metropolitan Government
Gdy zobaczyłem z bliska bliźniacze wieże budynku Tokyo Metropolitan Government, który wznosi się na wysokość 243 m i został otwarty w 1991 r., aż stanąłem z podziwu. Normalnie wow.
Wjazd na 45. piętro Tokyo Metropolitan Government jest bezpłatny. Po wejściu do budynku należy zjechać piętro niżej i podejść do kolejki przy jednej z dwóch wind, przy których stoją osoby sprawdzające plecaki i obsługujące windy.
Można wybrać północne lub południowe obserwatorium. My pojechaliśmy na północne i z wysokości 202 m podziwialiśmy imponującą panoramę miasta, które zdaje się ciągnąć bez końca. Z wież ponoć da się w bezchmurny dzień zobaczyć górę Fuji, nam się nie udało :-).
Według mnie to jest MUST, by tutaj przyjechać i zobaczyć Tokio z góry. Można też oglądać stolicę Japonii nocą, gdyż północne obserwatorium czynne jest do 23.00.
Panorama Tokio:
Panorama miasta zaliczona, teraz czas na szczegóły :-). Idziemy więc mijając kolejne drapacze chmur na dworzec Shinjuku, który jest jednym z najważniejszych węzłów transportowych Japonii i najbardziej ruchliwym dworcem na świecie (potwierdzone wpisem do Księgi Guinnessa) – z imponującą liczbą 3 mln osób przewijających się przez niego każdego dnia!
Pod dworcem można przejść pełnym sklepów i restauracji labiryntem dróg do słynnej ulicy Yasukuni dori, gdzie mieszczą się liczne salony gier, restauracje, bary oraz olbrzymi ekran wiszący na budynku Studio Alta. A do tego – zupełnie nieoczekiwanie – można natknąć się na… Godzillę, co widać na filmie poniżej :-)
Grają, grają i grają
Największe wrażenie zrobiły jednak na mnie salony z grami Pachinko. Są to automaty do gry przypominające pionowo postawiony automat do pinballa, ale z ekranem pośrodku i bez „łapek” do odbijania kulki (tutaj możecie zobaczyć, jak w to grać i ile hałasu robi zaledwie jedna maszyna).
Nie zrobiłem zdjęć ani nie kręciłem filmów (jest to zabronione), ale uwierzcie mi – hałas pracujących automatów jest taki, że po całym dniu tam przesiadywania chyba bym ogłuchł. Na szczęście chociaż są strefy dla palących i niepalących.
W okolicy są oczywiście również salony gier z najróżniejszymi automatami zręcznościowymi – widok, jak niewiarygodnie szybko niektórzy potrafią grać i jak dobrze to robią onieśmiela, by samemu spróbować…
Spacer uliczkami koło Yasukuni dori prowadzi do Złotego Miasteczka (Golden Gai) pełnego wąskich, ciemnych uliczek z małymi barami mieszczącymi po parę osób.
Wracaliśmy do głównej ulicy mikroskopijnym parkiem Shinjuku Yuhodo, który jest oświetloną aleją drzew wciśniętych pomiędzy tyły wieżowców (wygląda jak jakieś sekretne przejście), ale postanowiliśmy skręcić jeszcze w stronę pobliskiej świątyni Hanazono.
Nawet po zmroku jest warta zobaczenia i stanowi miły przerywnik w tej oazie migających neonów, głośnej zabawy i masy ludzi.
Korzystając z tego, że okolica roi się od barów postanowiliśmy zjeść tutaj kolację. Oczywiście kierowaliśmy się wyglądem plastikowych atrap dań na wystawie. Wyglądają one np. tak:
Zjadłem ramen, który okazał się smaczny, ale bez rewelacji, oraz pyszne pierożki gyoza.
Harajuku wieczorową porą
Po posiłku – jako że to wieczorowa pora – postanowiliśmy udać się do Harajuku (stacja metra: Meiji-jingumae), gdzie są tłumy zarówno miejscowych, jak i turystów. A do tego – tutaj jest ponoć największa szansa, by zobaczyć niezwykle stroje przechodniów.
I faktycznie kilka zobaczyliśmy, ale czujemy niedosyt, więc postanawiamy, że jeszcze wrócimy do tej dzielnicy w weekend, kiedy cosplay’owców jest najwięcej. Będzie też okazja zrobić zdjęcia i nakręcić filmy :-)
Harajuku to dzielnica znana ze sklepów z najbardziej niezwykłymi strojami czy wręcz kostiumami i nietypowymi akcesoriami. Można kupić marynarkę ze złotego materiału z gotycką spódnicą i torebką Hello Kitty albo stylizowane vintage pudełka, butelki czy nawet szafę grajacą z motywem Coca-Coli. Ulica pełna takich sklepów to Takeshita Dori – równoległa do głównej Omotesando.
Tutaj zobaczyłem również pierwszy raz naleśniki, które sprzedawane są na wynos, jak np. kebab. Jeśli lubi się desery, trudno oprzeć się takiemu widokowi, jak ten po prawej.
Słynne skrzyżowanie, czyli jadę do Shibuyi
Noc jeszcze młoda, a Harajuku już się wyludnia, pojechaliśmy więc do innej znanej dzielnicy, czyli Shibuya, która słynie z tzw. „tokijskiego Times Square”, czyli ruchliwego skrzyżowania, gdzie przejścia są we wszystkie strony.
Faktycznie, gdy zapala się zielone światło, wszyscy ruszają :-) Miałem szczęście, że akurat trwała sesja zdjęciowa, co mogłem również nagrać:
Przy skrzyżowaniu znajduje się najbardziej charakterystyczny punk orientacyjny dzielnicy – Shibuya Building 109. A także słynny zielony bus i pomnik wiernego psa Hachiko.
Jeśli planujecie zjeść coś wieczorem – do wyboru jest tutaj mnóstwo najróżniejszego rodzaju knajp serwujących zestawy dań, sushi czy tradycyjne japońskie szaszłyki z grillowanym kurczakiem yakitori.
Czas spać
Wracamy do hotelu zmęczeni, ale szczęśliwi, bo w końcu zwiedzaliśmy Tokio w słoneczny dzień i mogliśmy rozglądać się na wszystkie strony, a nie tylko uważać, by nie wpaść w jakąś kałużę. Czasami chmurzyło się i wiało, ale za każdym razem padało tylko przez kilka minut. Ważniejsze, że chodziliśmy wśród kwitnących wiśni i to wspomnienie zostanie ze mną na długie lata.
Miasto odzyskało swój blask. Liczę, że jutro będzie podobnie!