Poznajcie Przemka Jafrę, który uwielbia podróżować rowerem i intensywnie zwiedza Polskę na swoim jednośladzie. Tylko w tym roku licznik na rowerze ma już prawie 7000 kilometrów! Przeczytajcie o Gwidonie, Garnku, Sandomierzu, Helu i wielu innych miejscach wartych zobaczenia. A do tego Przemek dzieli się wiedzą jak przygotować się do wycieczki, co warto ze sobą zabrać oraz poleca ciekawe trasy rowerowe!
Pyta: Wojciech Krusiński, redaktor naczelny PolskaZwiedza.pl, pasjonat projektów internetowych, nałogowy czytelnik, twórca bloga www.goodstory.pl.
Odpowiada: Przemek Jafra, który przemierzając Polskę na rowerze utwierdza się w przekonaniu o słuszności powiedzenia „Cudze chwalicie, swego nie znacie”. Prowadzi blog podróżniczo-rowerowy – Gwidonem przez Polskę…
Wojciech Krusiński: Dlaczego zdecydowałeś się zwiedzać Polskę rowerem?
Przemek Jafra: Odpowiedź na to pytanie można sprowadzić do stwierdzenia – nie mam samochodu. Ale to tylko jeden z powodów. Ten najmniej ważny. Jazda na rowerze to obok historii jedna z moich największych pasji. Każda podróż to dla mnie często wyprawa w nieznane. Jadąc rowerem chłonę piękno naszego kraju. Podróże po Polsce za każdym razem utwierdzają mnie w słuszności powiedzenia: Cudze chwalicie, swego nie znacie.
Wyprawa rowerowa często jest walką z porywistym wiatrem, zacinającym deszczem, piekącym słońcem, wreszcie własnymi słabościami. Kiedy po całym dniu jazdy zasiadam do pisania relacji z wyprawy, uświadamiam sobie ile pięknych miejsc zwiedziłem, ilu wspaniałych ludzi poznałem. Kończąc jedną wyprawę w głowie już układam kolejną. W końcu tyle jeszcze pięknych miejsc do zwiedzenia przede mną.
WK: Jak planujesz swoje wyprawy?
PJ: Szczerze mówiąc to różnie z tym bywa. Każda wyprawa wymaga pewnego przygotowania logistycznego. Mając wybrane miejsce sięgam po mapę i planuję drogę. Następnie biorę przewodniki turystyczne i wypisuję sobie miejsca, które po drodze warto zobaczyć.
Wszystko zależy też od tego czy jest wyprawa jednodniowa, kilkudniowa czy zwyczajna przejażdżka po okolicy. Jeśli wybieram się gdzieś dalej, to wówczas posiłkuje się krajowymi przewoźnikami kolejowymi. Muszę więc sprawdzić czy w danym pociągu mogę przewieźć rower. Bo z tym różnie bywa… Jeśli jest to np. wyprawa dwudniowa to staram się, aby droga powrotna przebiegała zupełnie inną trasą.
Jeśli nie mogę się zdecydować, to kilkanaście karteczek z nazwami wcześniej wyselekcjonowanych miejscowości wrzucam do blaszanego pudełka i losuje.
WK: W 2014 roku przejechałeś rowerem 5735 km. Imponujący wynik. Czy w tym będzie podobnie?
PJ: Będzie więcej… Ubiegłoroczny sezon liczyłem od momentu zakupu nowego roweru, czyli de facto od 15 maja. Ten rok wyjątkowo sprzyjał wyprawom rowerowym. Na tę chwilę brakuje mi około 50 km i osiągnę 7000 przejechanych kilometrów.
WK: W ciągu jednego dnia jesteś w stanie pokonać nawet sto albo dwieście kilometrów. Raz nawet przemierzyłeś ponad 300 kilometrów! Masz wtedy jeszcze siłę na zwiedzanie? :-)
PJ: Zwiedzanie nowych miejsc traktuję jako nagrodę za przejechane kilometry. Mogę wówczas odpocząć i delektować się pięknem naszej ojczyzny. Kiedy ruszam dalej wiem, że za kilkanaście czy kilkadziesiąt kilometrów czeka mnie kolejne fascynujące miejsce. To daje mi siłę, aby pokonywać kolejne kilometry. Oczywiście podczas jednej podróży chciałoby się zwiedzić jak najwięcej, ale wszystko niestety ogranicza czas.
WK: Opowiedz trochę o swoim rowerze, Kellys Carter rocznik 2013 zwany popularnie Gwidonkiem. Dlaczego akurat ten model?
PJ: Zastanawiając się nad kupnem jednośladu na samym początku określiłem kilka podstawowych cech jakie powinien posiadać mój nowy rower. Po pierwsze ze względu na często dalekie podróże musiał być to rower trekkingowy. Po drugie mocny bagażnik, tak aby wytrzymał obciążenie sakw. Po trzecie niezbyt „grube” opony. I wreszcie prosta kierownica. Zacząłem przeglądać internet. Wstępnie wyselekcjonowałem kilka modeli. Dwa na samym początku skreśliłem.
Jeden, który poważnie brałem pod uwagę miał nieco wykrzywioną kierownicę. Stąd nie przeszedł pozytywnej weryfikacji. Innego z kolei nigdzie w okolicy nie można było dostać. Pozostał Kellys, któremu polecił mi jeden ze znajomych. Początkowo miał być to Kellys Carter 50 z 2014 roku. Na jego sprowadzenie musiałbym trochę poczekać. W sklepie był podobny model, tylko z 2013 roku. Spełniał wszystkie moje wymagania. Po dodaniu kilku gadżetów, zdecydowałem się więc na jego zakup.
Pewnie zastanawiacie się dlaczego Gwidon? To sprawka mojego przyjaciela Marcina. To on go tak nazwał.
WK: W październiku ukończyłeś kurs instruktora turystyki kwalifikowanej o specjalności turystyka rowerowa. Dlaczego go zrobiłeś i jakie masz plany z tym związane?
PJ: Od dłuższego czasu chodzi mi po głowie kilka pomysłów związanych z turystyką rowerową. Chciałbym zaszczepić miłość do niej innym osobom, zwłaszcza młodzieży… Pewnie mało kto wie, że chcąc zorganizować zwykły rajd, w którym biorą udział osoby niepełnoletnie musimy mieć ukończony taki kurs. I mamy pierwszy powód, dla którego zdecydowałem się na odbycie kursu. Poza tym na kursie usłyszałem wiele cennych wskazówek, które w przyszłości na pewno mi się przydadzą.
WK: Na swoim blogu wspominasz jeden z wypadków, gdzie uratował Cię tylko i wyłącznie kask. Często zdarzają Ci się niebezpieczne sytuacje podczas podróży?
P: Znajomi nie wybaczyliby mi, gdybym nie wspomniał o Garnku. Fatalnie zaprojektowana droga, chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe. Gdyby nie kask to nie wykluczone, że teraz nie udzielałbym tego wywiadu… Na szczęście skończyło się tylko na rozbitym łuku brwiowym i drobnym potłuczeniu.
Skoro już jesteśmy przy tym moim wypadku to uświadomił mi on, jak duża znieczulica panuje wśród kierowców. Kiedy leżałem na drodze po upadku, nikt się nawet nie zatrzymał. Nie zapytał czy nie potrzebuje pomocy. Z rozbitą głową musiałem dojechać do domu. A było to około 30 km. Z tego miejsca dziękuję Marcinowi za pożyczenie auta oraz Anecie i Mateuszowi za to, że zawieźli mnie na pogotowie.
Z przykrością muszę stwierdzić, że podczas swoich podróży często boje się o swoje zdrowie a nawet życie. Zwłaszcza, kiedy w niewielkiej odległości mija mnie tir. Strasznie irytuje mnie jak widzę pędzące z naprzeciwka auto, które wyprzedza inne pojazdy jadąc wprost na mnie…
WK: Czy zagrożenia są związane bardziej z np. nieuważnymi kierowcami czy bardziej chodzi o stan dróg?
P: I jedno, i drugie. Brawura kierowców z jaką spotykam się na drogach jest zatrważająca. Z drugiej strony chyba nikogo nie muszę przekonywać, że stan polskich dróg pozostawia wiele do życzenia…
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że duża część kierowców nie zdaje sobie sprawy, że rowerzysta jest takim samym użytkownikiem drogi jak oni. Traktują rowerzystę jak intruza. Zdarza się, że kierowcy trąbią, bo jadę ulicą, a nie chodnikiem. A przecież wiadomo, że jazda rowerem po chodniku jest dozwolona tylko w określonych przypadkach.
Oczywiście czasem winę za niebezpieczne sytuacje na drodze odpowiadają niedoświadczeni rowerzyści, którzy np. jadą ulicą, kiedy tuż obok mają drogę rowerową i to po niej powinni się poruszać.
WK: Jaką trasę wspominasz najczęściej?
PJ: Moi znajomi często w żartach proszą, abym opowiedział o wyprawie do Garnka. A ja? Cóż… Nie potrafię im odmówić… Będąc nad morzem w okolicach Jastrzębiej Góry zawsze wybieram się na wyprawę do Helu. Można powiedzieć, że to taki mój nadmorski rytuał. Praktycznie przez cały Półwysep Helski mamy piękną drogę rowerową. Pokonując ją mamy wspaniały widok na Zatokę Pucką. Spory kawałek wiedzie też sosnowym borem. To jedna z moich ulubionych tras. Nie sposób pominąć tej mojej eskapady po Kaszubach, podczas której przejechałem ponad 300 km.
W tym roku udało mi się pokonać bardzo fajną trasę w okolicach Sandomierza. Zwiedziałem zamek Krzyżtopór, Kurozwęki. Dotarłem nawet do Pacanowa. Niestety na „Mały Wawel” w Baranowie Sandomierskim brakło czasu. Może to i lepiej, będzie motywacja, aby jeszcze kiedyś tam pojechać.
WK: Który region albo miasto ma według Ciebie najbardziej rozwinięty jeśli chodzi o infrastrukturę rowerową?
PJ: Nie chciałbym nikogo skrzywdzić, gdyż wiele regionów Polski wciąż czeka na moją wizytę. Jeśli chodzi o Radomsko, w którym mieszkam, to na infrastrukturę rowerową najlepiej spuścić zasłonę milczenia… Z moich obserwacji wynika, że w większości regionów infrastruktura rowerowa się poprawia. Dobrze pod tym względem wyglądają chociażby takie miasta jak Kościerzyna czy Tarnobrzeg.
Podczas kursu instruktorskiego bardzo pozytywnie zaskoczył mnie Poznań. Bez większych problemów z jednego końca miasta na drugi mogłem śmigać ścieżkami rowerowymi. To pokazuje, że duże aglomerację zaczynają dostrzegać rowerzystów i ich potrzeby. Nieźle wyglądają Mazury, ale nie wszędzie. Takim negatywnym przykładem może być Mrągowo. Rowerzystom odradzam wjeżdżanie do tego miasta. Podczas jednego z odcinków mojego Touru po Mazurach wjechałem do polskiej stolicy muzyki Country. Kierowałem się na Giżycko. Na rogatkach miasta piękny kierunkowskaz prowadzący na obwodnicę. Ta niestety zamknięta jest dla rowerów, a ścieżki wzdłuż niej próżno szukać. Nie ukrywam, że bardzo ciekawi mnie projekt Green Velo.
WK: Załóżmy, że miejsce zamieszkania nie ma znaczenia. Jaką trasę w Polsce poleciłbyś każdemu przejechać?
PJ: Nie ukrywam, że wybór jest bardzo trudny. Każdy zakątek Polski ma coś, co przyciąga. Jeśli mogę polecać, to stawiam na okolice Ojcowskiego Parku Narodowego. Byłem tam na początku września i do tej pory jestem pod olbrzymim wrażeniem piękna tego miejsca. Poza tym polecam Sandomierz i okolice, a także Jurę Krakowsko-Częstochowską.
WK: Jakie masz rady dla osób, które zastanawiają się nad zwiedzaniem Polski rowerem?
P: Pierwsza jest taka, aby przestali się zastanawiać tylko ruszali w trasy… A tak poważnie. Naprawdę warto zwiedzać nasz kraj. Trzeba się tylko przełamać. Zaryzykować. Odbyć jedną, drugą wyprawę. Gdzie nie pojedziecie czeka na Was mnóstwo ciekawych miejsc. Przed podróżą wystarczy tylko poczytać przewodniki albo przejrzeć internet. Wówczas przekonacie się jak piękna jest Polska.
WK: Jak przygotować się do takiej podróży, co należy koniecznie zabrać ze sobą, co wziąć pod uwagę?
PJ: Przed każdą, a zwłaszcza dłuższą, podróżą trzeba trochę potrenować. Wybierając się w jakąkolwiek podróż rowerową trzeba pamiętać o odpowiednim nawadnianiu organizmu, jedzeniu oraz odpoczynkach.
Jeśli jedziemy gdzieś dalej to oczywiście niezbędne będą nam sakwy. Ale pakujmy do nich tylko to, co naprawdę będzie nam niezbędne. Pamiętajmy o podstawowym zestawie do naprawy roweru. Wszak zawsze może się nam przytrafić jakaś awaria. Sprawdźmy stan techniczny naszego jednośladu: hamulce, czy mamy odpowiednie oświetlenie. Nie zapominajmy o kasku i apteczce pierwszej pomocy. Weźmy ze sobą kamizelkę odblaskową. W końcu nie wiadomo czy nie przyjdzie nam jechać po zmroku. A i kurtka przeciwdeszczowa nie zaszkodzi. Zabierzmy też ze sobą dobrą mapę, która z pewnością ułatwi nam podróżowanie.
Bardzo istotne jest czasowe zaplanowanie naszej podróży. Stąd musimy określić: ile kilometrów chcemy przejechać, w jakim tempie. Do tego doliczamy czas na odpoczynki i zwiedzanie.
WK: Czy w zimie też planujesz jakąś wyprawę rowerem? :-)
P: Wszystko będzie zależeć od warunków pogodowych. Jeśli będą sprzyjające, to na pewno będę trenował. Oczywiście nie będą to jakieś długie trasy. Choć w styczniu i lutym chciałbym odbyć przynajmniej po jednej wyprawie liczącej powyżej 50 km. Jeśli na drogach będzie zalegał śnieg, pozostanie mi tylko rower stacjonarny…
WK: I na koniec: jakie masz plany na 2016 rok, co zamierzasz zwiedzić?
PJ: Mam już pewien zarys tego co chciałbym zwiedzić. Nie ukrywam, że w ostatnim czasie zaniedbałem nieco rodzime województwo, stąd zaplanowałem sobie dwie dwudniowe wycieczki po województwie łódzkim. Jedną w okolice Tomaszowa Mazowieckiego, drugą po ziemi kutnowskiej i łowickiej.
Z dłuższych wypraw to chciałbym odbyć pięciodniowy Tour po ziemi drawskiej i Borach Tucholskich. Kuszą mnie Bieszczady. Chciałbym choć na trzy dni tam pojechać.
Wraz ze znajomymi chcemy się sprawdzić podczas jednodniowego rajdu wokół Tatr. Rzecz jasna nie zabraknie jednodniowych i weekendowych wypadów. Szczególnie ciekawie zapowiada się projekt, który roboczo nazwałem Przez Niebo i Piekło po Gruszkę…
Więcej i bardziej szczegółówo o podróżach Przemka przeczytacie na jego blogu „Gwidonem przez Polskę…”!
Dziękuję za udostępnienie swoich łamów :) Być może w przyszłości stworzymy jeszcze jakiś wspólny projekt ;)
Dzięki za rozmowę! Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będziemy mieli okazję porozmawiać :-)