Tomasz Protas, prawnik z zawodu, mechanik z zamiłowania i zapalony podróżnik, wyruszył w czerwcu z rodziną, wliczając psa Falę, w trzymiesięczną podróż po Europie samodzielnie przekonwertowanym przez siebie vanem. Pomiędzy kolejnymi przystankami w trasie udzielił nam wywiadu.

PolskaZwiedza: Jak narodził się pomysł wyprawy vanem?
Tomasz Protas: Trzymiesięczny wyjazd jest poniekąd „wypadkową” marzeń podróżniczych moich i żony. Ona chciała zawsze wyjechać z Polski na dłużej, typu kilka lat, a najlepiej gdzieś daleko (Azja, itp.). Ja natomiast nie chciałem rezygnować na tak długo ze wszystkiego co mam na miejscu w Polsce. Obydwoje jednak kochamy podróże. Stąd powstał pomysł długiego wyjazdu.

A czemu podróż vanem? W ten sposób najłatwiej zobaczyć jak najwięcej miejsc, do tego znacząco obcinając koszty noclegów. Dochodzi jeszcze kwestia transportu sprzętu sportowego, który nierozerwalnie łączy się z naszymi podróżami: surfing, windsurfing, SUP, rowery…


Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Van Family Project (@van_family_project)

PZ: Dlaczego akurat własnoręcznie przerobiony van? I czemu ten konkretny model?
TP: Na nasz środek transportu i mieszkania wybraliśmy Volkswagen T4, mimo jego niemałego wieku (22 lata). Jest to jednak model słynący z niezawodności, a do tego łatwej dostępności części zamiennych. Ponadto jedna z ważniejszych kwestii – jest to następca w prostej linii kultowych „ogórków” VW, które zyskały sławę jako pojazdy surferów i hippisów na całym świecie. W momencie kupienia był to zwykły blaszany dostawczak, pusty w środku.

Nasz model VW jest niewiele większy od zwykłego kombi, dlatego też z łatwością mieścimy się w najpiękniejszych miejscówkach na nocleg, do tego nie tak łatwo zauważalny jak kampery. Do tego coraz częściej pojawiają się zakazy wjazdu dla kamperów, które teoretycznie nie dotyczą nas. Dochodzi jeszcze kwestia całej „ideologii vanlife”, czyli podążanie w stronę minimalizmu. Nasz mały van ma być naszym skromnym samowystarczalnym domkiem, a nie przedłużeniem wygodnej miejskiej willi.

 

 

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Van Family Project (@van_family_project)

PZ: Co było najtrudniejsze w tym projekcie?
TP: W trakcie adaptacji, czy jak kto woli konwersji vana, największym wyzwaniem było wyłożenie wnętrza boazerią drewnianą. Całość znacznie utrudniały wszechobecne krzywizny, w przeciwieństwie do kątów prostych w mieszkaniu. Do tego trudna do przejścia była kwestia papierologii, ale na szczęście w ostatnie dni przed wyjazdem też udało się wszystko załatwić.


Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Van Family Project (@van_family_project)

PZ: Z jakich rozwiązań jesteś szczególnie dumny?
TP: Jestem bardzo zadowolony z tego, że zrealizowana przeze mnie od zera instalacja elektryczna pozwala nam być zupełnie niezależnymi od zewnętrznych źródeł prądu. Wszystko to dzięki 23-watowemu panelowi słonecznemu na dachu i nowoczesnym urządzeniom elektronicznym. Dysponujemy chodzącą 24/7 dość sporą lodówką, oświetleniem led z kilku źródeł i ładowarkami usb wmontowanym w panele vana. Do tego dwie elektryczne pompy wody: do zlewu i prysznica oddzielna.

PZ: Postępy robót można było śledzić na Instagramie. Który pomysł był pierwszy – zakupu i przerobienia własnoręcznie auta czy podróży po Europie?
TP:Pomysł na podróż i konwersję vana były w zasadzie równoległe. Objechanie Europy dookoła korzystając z hotelu wymagałoby trafienia szóstki w totka, a van daje pod tym względem ogromne oszczędności. Do tego taniej wychodzi zrobienie vana samemu niż kupno gotowego. No i jedna z najważniejszych kwestii – satysfakcja ze skończonego projektu! Grzebanie się w starych samochodach to moja pasja.

 

 

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

 

Post udostępniony przez Van Family Project (@van_family_project)

PZ: Jak postanowiłeś działać – zrobiłeś gruntowny research, żeby bezproblemowo przejechać vanem przez tak wiele państw z różnymi przepisami dotyczącymi np. parkingów, biwakowania czy stref ruchu  – czy też idziesz na żywioł?
TP: Jadąc przez Europę warto sprawdzić obowiązujące w danym kraju prawo i zwyczaje dotyczące spania na dziko. O ile Skandynawia jest „rajem” pod tym względem (Allemannsretten – prawo dające każdemu możliwość nocowania w każdym miejscu, w dużym skrócie), tak w Holandii spanie poza wyznaczonymi miejscami jest zakazane zupełnie, a np. we Francji czy Hiszpanii „zakazane, lecz tolerowane”.

Większość tych rzeczy sprawdziliśmy przed wyjazdem, ale oczywiście część została zrewidowana na miejscu. Na szczęście bez przykrych sytuacji w postaci mandatu.

 

 

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

 

Post udostępniony przez Van Family Project (@van_family_project)

PZ: Jakie kraje i rejony zamierzacie odwiedzić?
TP: W tej chwili odwiedziliśmy już osiem krajów (nie licząc Polski): Szwecja, Norwegia, Dania, Niemcy, Holandia, Belgia, Francja, (Kraj Basków), Hiszpania. W drodze powrotnej planujemy jeszcze zahaczyć o Włochy i już spontanicznie znów Niemcy lub Austrię.

PZ: Jak dokładny jest plan? Co do dnia i lokacji?
TP: Ruszając mieliśmy plan jedynie zarysowany z grubsza w kwestii terminów. Mając do dyspozycji trzy miesiące można pozwolić sobie na taki luksus! Pod koniec czerwca doszedł nam jedyny wiążący termin w postaci przekazania naszej córki mojej mamie, która pod koniec lipca przejmuje ją na tydzień do hotelu „na wczasy”. Później znów jedziemy spontanicznie planując najdalej dwa dni w przód.

PZ: W których krajach byłeś już wcześniej, a gdzie będziesz pierwszy raz?
TP: We wszystkich krajach poza Norwegią i Danią byłem już wcześniej, jednak taka podróż pozwala poznać je wszystkie na nowo, bardziej od podszewki. Natomiast Norwegia zachwyciła nas absolutnie! Jest to jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi.

 

 

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

  Post udostępniony przez Van Family Project (@van_family_project)

PZ: Gdzie możemy śledzić twoje postępy? Będzie relacja na Facebooku? Instagramie?
TP: Podróż można śledzić na naszym profilu na Instagramie Van_family_project.