Dziesięć dni spędziłem w Malezji z żoną i dwójką przyjaciół. W tym czasie zwiedziliśmy Kuala Lumpur, popłynęliśmy na Perhentian Islands i odwiedziliśmy George Town. Każde z tych miejsc dostarczyło nam niesamowitych wrażeń, o których zamierzam opowiedzieć, by przekonać Was, że choć raz w życiu warto wybrać się do tego kraju. Gotowi? :-)


Autor: Wojciech Krusiński, założyciel PolskaZwiedza.pl, pasjonat projektów internetowych, nałogowy czytelnik, twórca bloga Goodstory.pl.


Cała relacja z podróż liczy 10 części (w tekście „Malezja i Singapur w dwa tygodnie” znajdziecie linki do całości). Mam nadzieję, że okaże się ona pomocna, gdy będziecie planowali swoją wyprawę do Malezji, do czego oczywiście zachęcam. W razie pytań – zapraszam do kontaktu.

Planowanie podróży do Azji

Wszystko zaczęło się w wakacje 2015 roku, gdy zastanawialiśmy się w czwórkę, co tym razem w Azji powinniśmy zobaczyć (wcześniej byliśmy razem w Indonezji). Początkowo wybraliśmy Malezję, potem „doszedł” jeszcze Singapur.

Dlaczego zdecydowaliśmy się zwiedzić za jednym razem te dwa państwa i jak przebiegało szukanie tanich biletów do Azji szczegółowo wyjaśniam we wpisie „Malezja i Singapur w dwa tygodnie – relacje z podróży, plan zwiedzania i polecane atrakcje”.

Teraz tylko powtórzę, że na początku lipca znaleźliśmy na Flipo.pl dobre połączenie do Malezji. Kupiliśmy bilety na 18 września (do Kuala Lumpur) i 2 października (powrót z Singapuru) za 2278 zł od osoby liniami British Airways (już ze wszystkimi opłatami). Lecimy klasą ekonomiczną, gdyby ktoś miał wątpliwości ;-).

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Lecimy do Malezji…

Wylot mamy 18 września o 11.55 z lotniska Chopina w Warszawie, więc dwie godziny wcześniej jesteśmy już na Okęciu, odprawiamy się i czekamy na początek naszej podróży!

Kilka szczegółów: do Kuala Lumpur lecimy przez Londyn. Na Heathrow lądujemy o 13.35 (lot trwa 2.40, ale cofamy zegarki o godzinę) i musimy czekać do 20.15 na nasz następny samolot. Na Kuala Lumpur International Airport (KUL) zgodnie z planem mamy wylądować o godzinie 16.05 następnego dnia (lot do Malezji z Londynu trwa 12 godzin i 50 minut). Warto również pamiętać, że różnica czasu względem Polski wynosi 6 godzin.

…ale najpierw kilka godzin na brytyjskiej ziemi

Na Heathrow mamy więc sześć godzin dla siebie. Wydaje się, że to dużo, ale londyńskie lotnisko jest olbrzymie i sporo czasu zajmują „sprawy administracyjne”. I to nie o odległość się tutaj rozchodzi (choć z jednego terminala na drugi jedzie się busem ponad 10 minut), lecz o odprawę, która jest o wiele bardziej drobiazgowa niż w innych miejscach.

Szczególnie, gdy wasz bagaż podręczny zostanie skierowany do dokładnej kontroli (tak, jak mój). Sama czynność trwa kilka minut, jednak zazwyczaj jest kolejka. My czekaliśmy ponad kwadrans, po czym okazało się, że naszą saszetkę z lekami poddano kontroli na radioaktywność i środki wybuchowe…

Czekaliśmy jednak spokojnie, do kolejnego lotu mieliśmy przecież kilka godzin. A gdy odzyskaliśmy bagaż, poszliśmy szukać przytulnego miejsca, by wygodnie przeczekać do odlotu.

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Udało nam się znaleźć taki kąt, że z jednej strony widzieliśmy lądujące samoloty, zaś z prawej startujące. Dosłownie co chwila jakaś maszyna wzbijała się do lotu, było więc na co popatrzeć!

Dalej jednak uważam, że najlepszym lotniskiem „na przeczekanie” jest Schiphol w Amsterdamie, które ma świetną strefą relaksacyjną (zobacz filmy).

Wielkim plusem Heathrow jest duża liczba gniazdek (i to chyba każdego rodzaju, dlatego przejściówka nie jest potrzebna), więc nie ma problemu z doładowaniem telefonu czy tabletu. Ostrzegam jednak, że większość jest nisko na ścianach, a nie przy fotelach, dlatego nie zdziwcie się, że sporo osób siedzi na podłodze, podczas gdy w pobliżu jest mnóstwo wolnych krzeseł.

Londyn – Malezja w 13 godzin

Z Heathrow do Kuala Lumpur normalnie leci się 12 godzin i 50 minut. My jednak wylądowaliśmy z opóźnieniem, gdyż przed wylotem okazało się, że na jednym z okien może być uszkodzenie. Na szczęście wezwany technik stwierdził, że jest ok, więc mogliśmy w końcu bezpiecznie wylecieć z Londynu.

Sam lot przebiegł bardzo miło i spokojnie, bo trafiliśmy na dwa miejsca w rzędzie od okna (przy układzie 2-4-2). Obejrzałem kilka filmów, poczytałem, pospałem, zjadłem smaczne dania.

Po szesnastej lokalnego czasu (6 godzin do przodu względem Polski) jesteśmy na miejscu. Najpierw kontrola paszportowa i skan odcisków palców, a następnie odbiór plecaków, które na szczęście doleciały razem z nami.

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Wakacje w Malezji: jedziemy do centrum Kuala Lumpur

Do miasta z lotniska można dojechać na kilka sposobów, my wybraliśmy KLA Express za 35 ringgitów malezyjskich (w skrócie MYR), czyli ok. 33 zł (dla ułatwienia przeliczaliśmy sobie 1 ringgit = 1 PLN) i w 28 minut dojeżdżamy do Dworca Centralnego (Kuala Lumpur Sentral).

Z okien pociągu widzimy, że w stolicy Malezji pada deszcz. Już myślałem, że czeka mnie powtórka z Tokio, gdy lało cały dzień, ale tutaj, na szczęście, gdy docieramy do dworca, jest już sucho i gorąco. Ba, jest tak parno, że ciuchy od razu przylepiają mi się do ciała.

Na dworcu musimy znaleźć KL Monorail, gdy dostać się do naszego hotelu – China Town Inn w centrum chińskiej dzielnicy (zobacz jego opis na Booking.com).

Przechodzimy przez olbrzymi kompleks handlowy, w którym sklepy mają znane międzynarodowe marki, i kupujemy bilety w automacie (dostaje się żeton). Przejazd kosztuje 1,60 MYR i odbywa się kolejką kilkanaście metrów nad ziemią – przy okazji można więc od razu oglądać miasto.

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Przejazd do hotelu w China Town

Wysiadamy na drugiej stacji – Maharajalela (MR3). Wszystko jest dobrze oznaczone, ale i tak przez chwilę kluczymy nie wiedząc dokąd iść, bo nie zauważyliśmy strzałki :-).

Dookoła nas jest mnóstwo wystrojonych osób i sprzedawców, którzy oferują t-shirty, kubki i inne rzeczy z wizerunkiem Jona Bon Jovi. Po chwili widzimy plakat informujący, że dzisiaj – 19 września – ma zagrać Bon Jovi na pobliskim stadionie Merdeka!

My jednak – jako jedni z nielicznych – idziemy w drugą stronę, niż większość, czyli dalej do centrum China Town, na słynną Petaling Street, przy której mieści się nasz hotel.

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Wszędzie stoją tutaj sprzedawcy z najróżniejszym asortymentem. Możecie kupić elektronikę, ciuchy, torebki, zegarki, jedzenie i mnóstwo innych rzeczy z rozkładanych straganów, które zwijają na noc – kontrast w wyglądzie ulicy w dzień i w nocy jest zaskakujący.

Będąc mniej więcej w połowie ulicy docieramy do ChinaTown Inn. Hotel jest dobrze utrzymany, czysty, każdy mówi swobodnie po angielsku, jest bezpłatny internet. My jesteśmy dodatkowo zachwyceni, bo dostaliśmy pokoje na trzecim piętrze, z widokiem na główną ulicę.

Tutaj spaliśmy:

Jeszcze w Polsce wiele godzin spędziliśmy wspólnie na planowaniu i m.in. wybieraniu hoteli. Wniosek – jeżeli chcecie spędzić gdzieś noc w naprawdę luksusowym hotelu za znacznie niższą cenę niż w Polsce cenę (da się znaleźć nawet poniżej 200 zł za noc za dwuosobowy pokój), to Kuala Lumpur świetnie się do tego nadaje!

My się na to nie zdecydowaliśmy, bo ChinaTown Inn zachęcił nas warunkami i przystępną ceną (obecnie na Booking.com można wynająć pokój za mniej niż 90 złotych za noc). No i jest to samo centrum chińskiej dzielnicy!

Zwiedzamy China Town

Na razie nie chce nam się spać (spaliśmy w samolocie ;-)), jesteśmy ciekawi okolicy, więc idziemy na spacer i na kolację.

W chińskiej dzielnicy jest kolorowo, tłoczno, ale sprzedawcy w ogóle nie są nachalni, uśmiechają się i mówią dobrze po angielsku. Mijamy stragany z ciuchami i elektroniką rozglądając się za miejscem, gdzie moglibyśmy coś zjeść.

W głębi Petaling Street zaczynają się stragany z egzotycznymi owocami podzielonymi na gotowe porcje w poręcznych torebkach – ostatni raz jedliśmy takie podczas podróży do Indonezji i bardzo nam się wtedy podobał taki praktyczny sposób ich przygotowania.

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Kupujemy po porcji jackfruita oraz dragon fruita i zwiedzamy okolicę szukając zatłoczonego miejsca, z którego ładnie pachnie (takie podejście zawsze się nam sprawdzało :-)

Tak trafiamy do food courtu, w którym znajduje się kilkanaście stanowisk z jedzeniem otaczających placyk ze wspólnymi stolikami dla klientów – oferują one kuchnię malezyjską, chińską, wietnamską, hinduską i świeżo wyciskane soki – trudno zdecydować się na jedno danie!

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Bierzemy chicken with black sauce i beef curry. Zapłaciliśmy 15 ringgitów (czyli dla przypomnienia ok. 15 zł). Wszystko było świeże, robione na naszych oczach, pyszne i sycące.

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Fot. Wojciech Krusiński / PolskaZwiedza.pl

Po posiłku pospacerowaliśmy jeszcze po okolicy i po drodze zobaczyliśmy uśmiechniętych ludzi wracających z koncertu.

Kuala Lumpur – pierwsze wrażenia

Pierwszy dzień w stolicy Malezji nie rozczarowuje – jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Mówiąc krótko – jest dobrze :-). Zadowoleni idziemy spać, bo jutro czeka nas intensywne zwiedzanie.

Zamierzamy m.in. pojechać do Batu Caves, wejść do oceanarium Aquaria KLCC oraz zobaczyć Petronas Towers!

Zobacz relację z drugiego dnia zwiedzania Kuala Lumpur >