To nasz piąty dzień zwiedzania Malezji. Dzisiaj zamierzamy dotrzeć autobusem do Kuala Besut, a stamtąd łodzią na Besar, jedną z wysp Perhentian. Koniec z drapaczami chmur, centrami handlowymi, świątyniami i zabytkami. Teraz czeka nas rajska plaża, morze i dżungla :-) Nie mogę się już czekać!
Relacja z podróży po Malezji liczy 10 części. Zobacz cały plan zwiedzania, gdzie znajdziesz linki do poszczególnych dni wyprawy. Albo przejdź od razu do początku relacji, czyli Kuala Lumpur wita.
Autor: Wojciech Krusiński, założyciel PolskaZwiedza.pl, pasjonat projektów internetowych, nałogowy czytelnik, twórca bloga Goodstory.pl.
Wstajemy w hotelu YT Midtown (zobacz jak wygląda pokój) w Kuala Terengganu po szóstej, by spakować się i punkt siódma (od tej godziny jest śniadanie) ze wszystkimi rzeczami zjechać do restauracji. Potem biegniemy na dworzec, by zdążyć przed ósmą na busa do Kuala Besut.
Nie można kupić biletów wcześniej, obowiązuje zasada kto pierwszy, ten lepszy. Trochę osób już czeka, ale na szczęście znajdujemy dla siebie miejsce i jedziemy! Tę podróż również przespałem, więc nie za wiele mam do powiedzenia odnośnie krajobrazu i widoków za oknem ;-)
Autobus jest stary, rozklekotany i nie ma środkowych drzwi, ma za to obrotnego kontrolera biletów, który wypytuje nas o cel podróży i gdy dowiaduje się, że chcemy się dostać na Perhentian Islands, w Kuala Besut wysadza nas przed biurem podróży swojej koleżanki.
Kupujemy szybko bilety – po 70 ringgitów za osobę, a także płacimy kolejne 70 za transport do Penang (George Town) za pięć dni. Tym samym nie musimy już martwić się i tracić czas na opracowanie drogi powrotnej i sposobu przedostania się do następnego punktu naszej wycieczki. A już za kilkanaście minut mamy odpłynąć łodzią na Wyspy Perhentian i wymarzony relaks.
Przy porcie musimy zapłacić jeszcze po 5 ringgitów (tzw. “conservation charge”) i już bez żadnych problemów speedboat zabiera nas na Besar Perhentian (trzeba oczywiście ubrać się w kapok).
Płynie się ok. 45 minut, gdyż po drodze wysiadają i wsiadają osoby z łodzi podróżujący z innych części wysp.
Tak wyglądała podróż:
Pulau Perhentian Besar – jesteśmy! :-)
Są dwie wyspy Perhentian: Pulau Perhentian Kecil (mała wyspa) i Pulau Perhentian Besar (duża wyspa). My znaleźliśmy nocleg w Bayu Dive Lodge, czyli drewnianych domkach położonych w osłoniętej zatoce na większej wyspie, z dala od dużych (i drogich) kurortów. Liczymy, że dzięki temu będzie o wiele spokojniej i mniej tłoczno.
Podróż speedboatem jest bardzo przyjemna. Samo w sobie przemieszczanie się łodzią motorowodną, która pruje przez fale, dostarcza niesamowitej frajdy. Tutaj dochodzi jeszcze świadomość, że wkrótce dotrzemy na cudowną wyspę.
I w końcu marzenia się spełniają. Docieramy na długi pomost przy pięknej plaży z jasnym piaskiem nad turkusową zatoką. Pierwsze wrażenie – wow. WOW! W zasięgu wzroku zaledwie kilka osób. Nikt się nie kąpie, plaża jest pusta. Nie ma wiatru, więc nawet morze nie wydaje żadnego odgłosu. Błoga cisza, cudne widoki.
Jesteśmy zachwyceni.
Idziemy plażą do Bayu Dive Lodge, gdzie spędzimy cztery noce w drewnianych domkach usytuowanych w ogrodzie tuż przy plaży. Pokoje są niewielkie, ale wygodne. Jest wszystko, czego potrzeba, by przyjemnie spędzić czas.
Zostawiamy plecaki, szybko coś jemy, przebieramy się i wracamy na plażę, by wykąpać się w morzu Południowochińskim. Woda jest ciepła i cudnie się w niej zanurzyć po podróży. Szkoda, że Bałtyk nie jest taki…
Do tego bez problemu widać czyste dno i można podziwiać przepływające obok nas rybki (m.in. błazenki). Zatokę od morza oddziela rafa koralowa, są poranne przypływy, po południu woda znacznie się cofa.
Czas na snorkeling, czyli nurkowanie z rurką!
Jesteśmy w rewelacyjnym miejscu do snorkelingu. Przy odpływie trzeba po prostu wejść jakieś 500 m w głąb zatoki, żeby dojść do głębszej części, gdzie od razu zaczyna się rafa koralowa. W Polsce kupiliśmy jeden zestaw do nurkowania i maskę, bo nie planowałem za często obserwować podwodne życie. Po kilku minutach przy rafie zmieniłem zdanie – widoki są niesamowite, koralowce w jaskrawych kolorach wyrastają na kilka metrów, a wokół nich kłębią się ryby. Nie spodziewałem się, że tak blisko brzegu będzie ich tak dużo. I nie boją się nas, moja żona raz za bardzo zbliżyła się do małej czarnej rybki, a ta skubnęła ją w palec!
Widoki są tak rewelacyjne, że postanawiam następnego dnia kupić zestaw do nurkowania i rozejrzeć się za ofertami wypraw snorkelingowych. Ale zatrzymując się tam gdzie my, można równie dobrze całe dnie pływać w zatoce i samodzielnie oglądać podwodny świat.
Rada – weźcie wtedy koniecznie buty do wody albo dmuchane koło albo materac. Nasi przyjaciele wzięli, my nie i teraz żałujemy, bo widzimy, że trzeba sporo przejść, by dojść do głębokości, w której można już swobodnie pływać. Na szczęście mieliśmy ze sobą koło, więc zamiast iść, podpłynęliśmy na nim ;-)
Druga rada – uważajcie na słońce – wydaje się, że tak nie przypieka, często niebo było jakby zamglone, warto jednak regularnie smarować się emulsją z wysokim filtrem i pływać przynajmniej w podkoszulku, bo wieczorem możecie się zdziwić, jak bardzo jesteście opaleni.
Czy wyspy Perhentian są dobrym miejscem dla początkujących amatorów snorkelingu? Jak najbardziej. Sam nim jestem i pływało mi się bardzo dobrze i przyjemnie. Widoki są po prostu czymś cudownym i jestem przekonany, że zostaną ze mną przez wiele lat.
Jedzenie na plaży
Podczas pływania powoli wychodzi z nas zmęczenie podróżą. Planowaliśmy na chwilę położyć się na plaży, a zasypiamy na dość długi czas. Gdy się budzimy, jesteśmy już naprawdę głodni.
Na plaży jest kilka knajp, po sprawdzeniu menu wybieramy tę najbliższej nas i według nas jest to strzał w dziesiątkę. Jest zaskakująco tanio (biorąc pod uwagę, że wszystkie produkty są dowożone na wyspę łodziami), za osobę wychodzi nam ok. 14 zł za danie + picie.
Krzesła są rozstawione na plaży, wieczorem zapalają się lampiony, nastój jest magiczny, a do tego – jedzenie przepyszne.
Kiedy słońce zachodzi jest cisza, spokój, dookoła ciemno, na morzu widać światło tylko na jednej z łodzi.
Idziemy na spacer. Oddalając się od oświetlonych knajpek można poczuć się jak na bezludnej wyspie. W pobliżu nikogo nie ma, nic nie słychać, wszędzie panuje mrok, plaża kończy się ścianą gęstej roślinności.
Łatwo sobie wyobrazić, że jesteśmy tutaj sami, odcięci od świata, choć ląd jest tylko kilkadziesiąt minut jazdy motorówką stąd.
Jutro planujemy eksplorację wyspy, a to wymaga przejścia przez dżunglę. A to zupełnie co innego niż spacer po naszym lesie, o czym aż za dobrze się przekonaliśmy! :-)
Relacja już wkrótce!